Debiut na MTGO

Oj, długo mi zeszło, zanim trafiłem na MTGO. Z różnych powodów wolałem grę na żywo i nie chciałem pakować się w wirtualne kartoniki, ale stało się. Mam konto. Żeby tylko zobrazować moje wahania: przez półtora tygodnia czaiłem się z jego założeniem. Niby już zdecydowałem, ale cały czas wynajdowałem jakieś problemy. A to: „nie dzisiaj, jutro to zrobię”, a to: „ale najpierw założę PayPala”, a to: „przecież to jest w dolarach, to żebym nie przepłacił przez jakiś dziwny przelicznik”. Jak się chce, znajdzie się sposób. Jak się nie chce, znajdzie się powód. W końcu się jednak przemogłem. Poniżej macie zapis moich wrażeń z pierwszego spotkania z MTGO.

Problemy z MTGO na starcie

W zasadzie nie brałbym się za MTGO gdyby nie dwie rzeczy. Po pierwsze pauper, który mnie ostatnio zachwycił. Nawet miałem zamiar wziąć udział w organizowanym przez Samuela Kalkina 5 Ogólnopolski Turniej Paupera Classic Online, ale odpuściłem w ostatniej chwili. Trochę termin przegapiłem, trochę pomarudziłem, że nie znam formatu aż tak dobrze – spasowałem. Ponadto, nie muszę się spieszyć. Mogę dołączyć następnym razem, kiedy jako tako będę znał format właśnie dzięki MTGO. Na razie pokibicuję z boku. Wciąż jednak chciałem tym formatem się pobawić. Pauper jest tani, może uda się coś ugrać, a potem przejść do standardu i wyżej. Tak to na początku widziałem.

Druga rzecz to możliwość napisania tekstu na bloga. Mamy już, co prawda, bardzo dobry tekst Alana, z którego korzystałem, ale zapewne można go tu i ówdzie pouzupełniać. Tamten tekst jest zresztą treściwy i skondensowany. Ja zaś nie mam zamiaru powtarzać tamtego tutorialowego charakteru. Wolę skupić się na osobistych wrażeniach z pierwszego obcowania z MTGO. Było przy tym trochę niespodzianek.

emmar pierwszy draft mtgo 01Już przy zakładaniu konta na PayPalu okazało się, że aby dokonać błyskawicznego przekazu z banku, muszę dysponować odpowiednią kartą. Niestety bank mojej karty debetowej nie przyjął, nie udało się powiązać jej z PayPalem (przy okazji, ponoć warto też zainteresować się Moneybookers, obecnie już pod nazwą – Skrill). Powodem problemów był zapewne fakt, że zakładałem konto w czasach przedinternetowych, a potem nie miałem potrzeby, by dostosowywać je do dzisiejszych realiów. Wątpię, by nowo zakładane konta miały z tym problem. Mniejsza zresztą. Prawdziwie istotna niespodzianka pojawiła się w chwili, gdy okazało się, że to całe 9.99$ to i owszem, za grę, ale do tego trzeba doliczyć podatek. Niby niedużo – w sumie wychodzi koło 12$, ale z niewiele ponad 30 złotych zrobiło się 40. Idący w moje ślady winni mieć to na uwadze. Co zabawne, zamówione konto nie zostało w pełni opłacone. Dopiero po dwóch dniach zauważyłem, że brakuje 80 groszy do finalizacji zakupu. Mimo to mogłem grać niemal od razu po aktywacji konta poprzez mail. Góra w godzinę po tym, jak złożyłem zamówienie, miałem program na komputerze i mogłem odpalać grę.

I tu kolejna niespodzianka. Okazało się, że najpierw trzeba zrobić update. Z tym też zeszło trochę czasu. Gra jeszcze napędziła mi trochę stracha (pierwsza próba odpalenia skończyła się jakimś dziwnym errorem) i wreszcie moim oczom ukazało się menu. Tu przewertowałem wspomniany już Niezbędnik Użytkownika MTGO, po czym zacząłem marudzić, jakie to menu jest okropne i nieintuicyjne. Jako przykład: na początku naszukałem się przycisku do powiększania ekranu. W pecetach zazwyczaj jest obok krzyżyka i minimalizacji ekranu w prawym górnym rogu. Najechałem tam i kliknąłem. Zamiast zrobić full screena okienko się zminimalizowało. Drugie kliknięcie – jak mi się wydawało – obok, dało ten sam efekt. Zacząłem szukać menu opcji wyświetlania ekranu. Dopiero po jakimś czasie przyjrzałem się bliżej temu prawemu górnemu rogowi i okazało się, że znajome ikonki tam jednak są. Są jednak małe i nieczytelne (jak zresztą karty z kolekcji i w czasie gry). Może się to wydawać śmieszny drobiazg, wskazujący na moją nieporadność, ale podobnych problemów z menu miałem więcej. Interfejs jest przestarzały i tyle. Helpa jakiegoś też za bardzo nie dostrzegłem: wchodzisz do menu i radź sobie. Jak już się pozna wszystkie opcje, to można się przyzwyczaić. Mam jednak nadzieję, że nowe menu będzie lepsze (można już testować wersję beta, jest na całkiem zaawansowanym etapie – ja poczekam aż nowy interfejs będzie ukończony).

W końcu jakoś ogarnąłem podstawy i zacząłem rozglądać się za jakimiś kartami. Ponoć na starcie się je dostaje. Nie od razu dostrzegłem w Collection coś, co przypominało paczkę. Kliknąłem w toto i nagle okazało się, że mam wszystkie commony (po 3) i uncommony (po 2) z M14. Do tego 20 tak zwanych New Player Points oraz 5 Ticketów. Do tego 5 avatarów do Vanguarda. Otrzymane na starcie fanty różnią się więc trochę od tego, co opisywał Alan. Nie było żadnych boosterów. Widać Wizardzi co jakiś czas wprowadzają tu pewne modyfikacje. Nic to. Pozostała mi już tylko jedna istotna rzecz do przetestowania. W końcu zamówiłem konto po ty, by grać online.

Pauperowe „Byle co”, czyli mój pierwszy deck online

 

No, nie da się tego inaczej nazwać. Chciałem pograć, ale bez pakowania nie-wiadomo-ile-kasy w wirtualne kartoniki bez sprawdzenia, czy mi się tu w ogóle podoba. Tu przydała się wspomniana, startowa pula kart. Coś tam z tego połączyłem: tu jakaś kontra, tam jakiś removal, tu krita, tam land. Tak powstał mój pierwszy deck na MTGO. Byle co, byle tylko było. Zgadałem się z kumplem, który dysponował pauperowym UR z cyklopami i Kiln Fiendami i zaczęliśmy zabawę.

I tu muszę powiedzieć, że zapomniałem zupełnie o wszelkich wcześniejszych problemach. Poczułem się jak w magicowym niebie. No, prawie. Do niektórych rzeczy (będzie o tym niżej) muszę się jeszcze przyzwyczaić. Generalnie jednak jest świetnie. Nagle okazało się, jak bardzo trzeba uważać na swoje zagrania. To już nie jest Cockatrice, gdzie mogłem cofnąć np. wystawienie landa. Pomyliłem się? Trudno. Muszę zapłacić za nieuwagę. Może mam przez to mniej zabawy, ale dobrze to wpływa na mój sposób patrzenia na grę. Na pewno moje umiejętności i ogarnianie zasad na tym zyskają. Inna rzecz, że trochę będę musiał się przestawić, by nie było żadnych misclicków i pomyłek. Tylko jedna rzecz mnie lekko zirytowała: w tych kilku grach z kumplem życie utrudniał mi bug, przez którego nie mogłem odtapować landów. O tyle to dziwne, że później nie miałem już tego problemu (pewnie coś zmajstrowałeś, albo źle zagrałeś ;p – dopisek red.).

Tu na chwilę jeszcze odejdę od tematu gier i wspomnę o czymś, co w dużej mierze wiąże się z handlem. Dla mnie ważne na starcie było to, by zdobyć jakiś crap, który mógłbym wykorzystać do stworzenia pauperowego decku. Istnieje cała masa botów, od których można kupować karty. Nie będę się rozwodził nad tym czym one są, jak działają i skąd się biorą. Lepiej będzie jeśli odeślę chętnych wiedzy do tego tekstu, licząc na to, że bariera językowa nie będzie problemem (jeśli jest, sugeruję zgłosić zapotrzebowanie na artykuł o botach w komentarzach). Tak czy siak zdobycie tych mitycznych darmowych kart okazało się trudniejsze niż myślałem. Jest mnóstwo botów oferujących dość tanio karty, ale znaleźć rozdawaczy jakoś nie potrafiłem (ale też nie szukałem zbyt dogłębnie). Trafiłem tylko na dwa. Jeden z nich to: Academy_QuizBot. Jeśli akurat jest obecny i możemy z nim handlować, zadaje nam proste pytanie (trafiło mi się: Jakie są wrogie kolory dla zielonego?). Jeśli odpowiemy prawidłowo, pozwala wybrać sobie trzy karty z posiadanych zasobów. Drugi to MTGOTradersFreeBot, oferujący 64 karty na miesiąc. Oczywiście, raczej nie dostaniemy grywalnych kart w ten sposób, ale do zabawy na pewno się coś znajdzie. Jakie są inne boty tego rodzaju? Nie wiem. Może kiedyś znajdę chwilę, by zgłębić temat.

Pierwszy turniej o stawkę na MTGO

Z kumplem trochę żeśmy sobie pograli. W końcu przyszła pora na coś poważniejszego. Oznaczało to grę o coś, o stawkę. Ale przede wszystkim grę na serio, a nie jakieś wprawki, tylko po to, by poznać program. Niby chciałem najpierw paupera. Niby miałem poprosić znajomych o pożyczenie jakiegoś crapu, ale nie miałem cierpliwości na nich czekać. Pokręciłem jeszcze trochę nosem. Poprzeglądałem fora. Ponaciskałem na „Entry Options” w różnych okienkach. Pomarudziłem na ceny (no bo albo trzeba mieć deck, albo paczki, albo tixy – draft to 14 tixów, przypominam: na starcie miałem 5), a potem mnie olśniło. Dostrzegłem w okienku Limited coś co nosiło nazwę: New Player Phantom M14 Draft i New Player Phantom M14 Sealed. Wolałbym RtR albo GTC, ale w sumie co będę narzekał. Na wejściu 1 tix i 1 New Player Point. Idealnie na start. No to zagram drafta!

I tu zaskoczenie. Draft był czteroosobowy. To miało też wpływ na pierwsze picki. Byłem nieprzygotowany na tak szybki start. Nastawiałem się też na ośmiu graczy, a wówczas paczki wolniej obiegają stół. Nieco inaczej się wtedy draftuje, bo przecież dostajemy tego samego boostera więcej niż dwa razy. Stąd też masa błędów i głupotek z mojej strony. Od razu ustalmy tylko jeszcze jedną rzecz – ja tu nikogo nie próbuję edukować. Biorąc pod uwagę liczbę pomyłek, publikując zapis drafta chodzi mi raczej o wspólną naukę lub poradę bardziej doświadczonych graczy. Liczę na komentarze do tego, co źle zrobiłem, co dobrze. Chcę usłyszeć opinie innych graczy, wasze preferencje i przeświadczenia. Na pewno jest coś na co powinienem zwrócić uwagę, coś czego nie dostrzegam lub coś co Waszym zdaniem przeceniam.

P1P1

Divination, Master of Diversion, Time Ebb, Advocate of the Beast, Sliver Construct, Scroll Thief, Quag Sickness, Academy Raider, Solemn Offering, Mountain, Enlarge, Spell Blast, Gnawing Zombie, Water Servant, Guardian of the Ages

Paczka jest fajna. Może erka nie zachwyca, uncommony też można byłoby trafić lepsze, jednak commony są całkiem niezłe. Przede wszystkim jednak jest jedna bomba. Fakt, wbija w kolor, ale to i tak karta, która czyści stół. Chodzi oczywiście o [card]Enlarge[/card]. Powinienem ją wziąć, prawda? Tak przynajmniej myślę, jak to teraz oglądam. Ja jednak sięgnąłem po [card]Water Servant[/card]a. Dlaczego? Bo wcześniej czytałem tekst Obera o jego drafcie, gdzie wspominał, że to silna krita. Ot, siła sugestii. Tego [card]Enlarge[/card]’a nawet nie zauważyłem. To z kolei emocje. Jak to teraz widzę to mi głupio.

Mój pick: Water Servant

P1P2

Hunt the Weak, Chandra’s Outrage, Regathan Firecat, Rumbling Baloth, Act of Treason, Auramancer, Cancel, Pillarfield Ox, Deathgaze Cockatrice, Island, Darksteel Ingot, Steelform Sliver, Staff of the Mind Magus, Nightmare

No. Jak bym dobrał Enlarge, miałbym teraz możliwość pójścia w sympatyczne GR. Tu są co najmniej dwie dobre karty do tego – Chandrowe spalenie i Baloth. Jeszcze mi przeszło tu na myśl, by się wpakować w czerwony. Wzrok skupił się jednak na czarnym koniu. No i to jego wziąłem. W zasadzie bez jakiejś przesadnej refleksji – ot, erka, do tego UB to kolory do siebie pasujące. W pierwszej paczce był zaś Cockatrice oraz Quag Sickness – w ten sposób szybko zdecydowałem (nie do końca świadomie), że idę właśnie w te dwa kolory.

Mój pick: Nightmare

P1P3

Show of Valor, Demolish, Giant Spider, Armored Cancrix, Canyon Minotaur, Minotaur Abomination, Griffin Sentinel, Sensory Deprivation, Giant Growth, Thunder Strike, [card][card]Swamp[/card][/card], Encroaching Waste, Brave the Elements

Pięknie. Znowu nic dla mnie nie ma jakiegoś szczególnie miłego. Idąc w RG miałbym pająka, Growtha, Minotaura i Thunder Strike do wyboru. Zawsze to lepsze od tego co mam w niebieskim i czarnym. Stanęło na pająku. Uznałem, że zawsze mogę dobierać zielone karty. A jak nie to niebieskie lataki, na które liczyłem w dalszych paczkach, by mi się o dziada ślicznie rozbijały.

Mój pick: Giant Spider

P1P4

Messenger Drake, Dark Favor, Predatory Sliver, Merfolk Spy, Mark of the Vampire, Blur Sliver, Pacifism, Fortify, Forest, Shimmering Grotto, Blessing, Diabolic Tutor

Kartą paczki jest niewątpliwie pacyfka. W dalszej kolejności chyba slivery. W moich kolorach jest jedna krita (Merfolk Spy’a nie liczę), dwa enchanty i tutor. Tutora fajnie by mieć, bo to tak jak bym miał dwie erki (w końcu konik sobie u mnie już bryka), ale wówczas – przebłysk rozsądku – musiałbym się nastawiać na kontrolną grę i nie dałbym rady bez removalu. Gdybym miał teraz wybierać, sięgnąłbym po drejka, bo to jednak krita z CA. Wydaje mi się – bezpieczniejszy wybór. Sięgnąłem jednak po tutora.

Mój pick: Diabolic Tutor

P1P5

Divination, Master of Diversion, Sliver Construct, Scroll Thief, Quag Sickness, Academy Raider, Solemn Offering, Mountain, Spell Blast, Gnawing Zombie, Guardian of the Ages

Wróciła moja paczka. No to co inni z niej pozabierali… hmmm, nie wiem. Nie patrzyłem przecież uważnie! Jest jednak Quag Sickness. Kolejna karta, która pasuje do mocno czarnego decku. Bio… a nie, nie biorę. Wziąłem Scroll Thiefa. Czemu? Nie mam pojęcia. (Sprawdziłem teraz, po grach, zabrano Enlarge, Time Ebb i Advocate of the Beast – czyli zielony skusił już dwie osoby przy stole).

Mój pick: Scroll Thief

P1P6

Hunt the Weak, Regathan Firecat, Act of Treason, Auramancer, Cancel, Pillarfield Ox, Deathgaze Cockatrice, Island, Darksteel Ingot, Staff of the Mind Magus

Kolejna powracająca paczka. Oczywiście nie myślałem o różnych opcjach, sygnałach, itd. (Zniknęły Chandra’s Outrage, Rumbling Baloth, Steelform Sliver). Tu wziąłem już Cockatrice’a i to chyba dla mnie jedyny sensowny pick.

Mój pick: Deathgaze Cockatrice

P1P7

Show of Valor, Demolish, Armored Cancrix, Canyon Minotaur, Minotaur Abomination, Griffin Sentinel, Sensory Deprivation, [card][card]Swamp[/card][/card], Brave the Elements

Trzecie paczka – pozostali gracze zabrali Giant Growtha, Thunder Strike i Encroaching Waste. Czyli idąc w GR miałbym konkurencję. Wybrałem niebieskiego enchanta.

Mój pick: Sensory Deprivation

P1P8

Messenger Drake, Dark Favor, Merfolk Spy, Blur Sliver, Pacifism, Fortify, Forest, Blessing

To już ostatnia paczka wracająca po raz drugi. Dziewiąty pick to już trzecia kolejka. Tym razem zniknęły Predatory Sliver, Mark of the Vampire i Shimmering Grotto. Fakt, że wróciła pacyfka a zniknął znak wampira wprawił mnie w lekkie zdumienie. Mimo to nie zdecydowałem się nawet na counterpick tego enchantu. Zamiast tego zabrałem drejka. Czyli z tej paczki zabrałem i jego, i tutora. Wyszło na moje, ale tutor na czwartym picku to był chyba jednak błąd.

Mój pick: Messenger Drake

P1P9

Divination, Quag Sickness, Academy Ruiner, Solemn Offering, Mountain, Spell Blast, Gnawing Zombie

W kontekście pacyfki zabawna jest także kolejna paczka – wrócił Quag Sickness. Znak, że nikt czarnego nie bierze. To poznałem nawet mimo zestresowania i zdekoncentrowania. Obecność Divination, Spell Blasta i Gnawing Zombie dowodzi też, że chyba jako jedyny zbieram U i B. Tylko się cieszyć. Wziąłem więc Quag Sikcnessa, zastanawiając się, czemu nikt jeszcze nie zabrał Academy Raidera. Ta karta mnie już zdążyła pognębić parę razy.

Mój pick: Quag Sickness

P1P10

Act of Treason, Cancel, Pillarfield Ox, Deathgaze Cockatrice, Island, Darksteel Ingot, Staff of the Mind Magus

W tej i kolejnych paczkach nie ma już szczególnie ciekawych, dziwnych lub zaskakujących sytuacji czy kontrowersji. Brałem co leci.

Mój pick: Cancel

P1P11

Demolish, Armored Cancrix, Minotaur Abomination, Swamp, Brave the Elements

Mój pick: Minotaur Anomination

P1P12

Dark Favor, Merfolk Spy, Forest, Blessing

Mój pick: Dark Favor

P1P13

Mountain, Spell Blast, Gnawing Zombie

Mój pick: Gnawing Zombie

P1P14

Island, Staff of the Mind Magus

Mój pick: Staff of the Mind Magus

 

P2P1

Angelic Wall, Fog, Seismic Stomp, Divination, Scroll Thief, Quag Sickness, Academy Raider, Solemn Offering, Predatory Sliver, Merfolk Spy, Swamp, Corrupt, Young Pyromancer, Vial of Poison, Oath of the Ancients

Tu mam dwie karty, którymi chcę grać. Corrupt i Quag Sickness. Z tych dwóch, szczególnie w kontekście tutora, większą wartość ma dla mnie Corrupt. Ta karta może mnie wyciągnąć, gdy mocno oberwę. Mogę ją traktować jako swego rodzaju finishera. A przede wszystkim to uncommon – o drugiego Quag Sickness łatwiej. Tym się kierowałem.

Mój pick: Corrupt

P2P2

Essence Scatter, Lay of the Land, Soulmender, Accursed Spirit, Cyclops Tyrant, Negate, Deathgaze Cockatrice, Act of Treason, Wild Guess, Plains, Accorder’s Shield, Millstone, Dragon Egg, Colossal Whale

A propos finisherów – tego się nie spodziewałem. W zasadzie nie powinna mnie tu dziwić obecność wieloryba. W końcu gracza obok wepchnąłem najprawdopodobniej w zielony [card]Enlarge[/card]m, a teraz od niego dostaję paczki. Odpuściłem jednak zwierza i wziąłem ducha. Duch ma lepszy koszt, a ja niby mam dwie karty do kończenia gry. Większa szansa zresztą, że zagram ducha niż wieloryba. Poza tym wolę się wbijać w B niż U.

Mój pick: Accursed Spirit

P2P3

Suntail Hawk, Festering Newt, Ranger’s Guile, Pitchburn Devils, Elvish Mystic, Goblin Shortcutter, [card]Scroll Thief[/card], Celestial Flare, Mountain Bubbling Cauldron, Vampire Warlord, Artificer’s Hex, Lifebane Zombie

A to ci dopiero. Taki prezent! Nawet nie patrzyłem, co tu jeszcze jest. Po prostu zabrałem zombiaka. Ale popatrzeć powinienem – nie zwróciłem uwagi np. na Celestial Flare, a wiedza o tym, że karta na pewno była, przydałaby mi się w czasie gier. Podobnie jak późniejsze picki pewnie byłyby inne, gdybym w porę zauważył kociołek i salamandrę. Koniec końców, kociołek też podebrałem, ale na salamandrę już było za późno.

Mój pick: Lifebane Zombie

P2P4

Chandra’s Outrage, Dark Favor, Wring Flesh, Griffin Sentinel, Thunder Strike, Auramancer, Disperse, Nightwing Shade, Plains, Voracious Wurm, Barrage of Expendables, Darksteel Forge

Mam już sporo droższych kart. W sumie 9 kritów, kontrę, tutora, Corrupta, jednego enchanta działającego jak removal (deprywacja). Czy w takim razie potrzebuję kolejnego stwora? I to za piątkę? No raczej nie, mimo że ma ewazję i można go pompować. Brakuje mi za to tanich rzeczy – w paczce widzę dwie: Disperse i Wring Flesh. Obie chcę mieć w decku. Biorę więc czarnego instanta, bo to twardy removal lub sztuczka. Disperse tylko spowalnia przeciwnika, ale jeśli chodzi o pozbywanie się manodajek (a jednak zakodowałem sobie wcześniej dwóch mysticów) czy innych małych stworków czarny instant będzie w sam raz.

Mój pick: Wring Flesh

P2P5

Angelic Wall, Divination, Scroll Thief, Quag Sickness, Academy Raider, Solemn Offering, Merfolk Spy, Swamp, Young Pyromancer, Vial of Poison, Oath of the Ancients

Paczka wróciła. W takim razie warto spojrzeć, co zabrali inni – rzecz, na którą prawie w ogóle nie zwracałem uwagi w czasie draftowania. Zniknęły Fog, Seismic Stomp i Predatory Sliver. Jedynym rozsądnym pickiem jest tu dla mnie Quag Sickness.

Mój pick: Quag Sickness

P2P6

Essence Scatter, Soulmender, Cyclops Tyrant, Negate, Deathgaze Cockatrice, Wild Guess, Plains, Millstone, Dragon Egg, Colossal Whale

Tym razem pozostali gracze wyciągnęli Lay of the Land (widać ktoś potrzebował fixingu), Act of Treason i Accorder’s Shield. Czy tarcza jest na tyle dobra by ją tak wcześnie wyciągać? Wątpię, ale co ja się tam znam. Grunt, że wrócił waleń i bazyliszek. Zostaje jedno z dwojga, choć zarówno Essence Scatter jak i Negate (w tej kolejności) zastanawiały mnie przez chwilę. Krótką dosyć, bo Cockatrice ze swoim uśmiechem z deathtouchem przekonał mnie, by to właśnie jego wciągnąć do talii.

Mój pick: Deathgaze Cockatrice

P2P7

Suntail Hawk, Festering Newt, Ranger’s Guile, Goblin Shortcutter, Scroll Thief, Mountain, Bubbling Cauldron, Vampire Warlord, Artificer’s Hex

Pozostali gracze połasili się Pitchburn Devils, Elvish Mystic i oczywiście Celestial Flare. Ślepy na synergie zastanawiałem się nad sięgnięciem po wampira lub złodzieja. Postawiłem na taniość oraz powtarzalność i wziąłem merfolka. Wampir koniec końców i tak – bez zaskoczenia – obiegł stolik, ale dopóki ktoś nie pokaże mi jak groźna to krita, nie będę doń przekonany. Jak się zresztą później okazało, przy sporej ilości pacyfek, pewnie by zbyt wiele chłopak i tak nie zrobił (czym oczywiście nie można się kierować).

Mój pick: Scroll Thief

P2P8

Dark Favor, Thunder Strike, Auramancer, Disperse, Nightwing Shade, Plains, Barrage of Expendables, Darksteel Forge

Od poprzedniego spotkania z tą paczką zniknęły Chandra’s Outrage, Griffin Sentinel i Voracious Wurm. Wybór prosty – Disperse! I mi się całkiem ładnie mana curve układa: 2 czary za 1 CMC, 3 za 2 CMC, 6 za 3 CMC, 5 za 4 CMC, 1 za 5 CMC i 3 za 6. W tym zaś 11 stworów i trochę removalu (5 sztuk, w tym dwa [card]Quag Sickness[/card]). Nie jest źle.

Mój pick: Disperse

P2P9

Divination, Scroll Thief, [card]Solemn Offering[/card], Merfolk Spy, Swamp, Young Pyromancer, Vial of Poison

Dziwi mnie, że nikt nie zabrał Pyromancera. Tyle tam było Chandra’s Outrage’ów, jakichś sztuczek – i nikt się nie pokusił o niego? Z paczki do mnie trafił merfolkowy złodziej.

Mój pick: Scroll Thief

P2P10

Cyclops Tyrant, Negate, Wild Guess, Plains, Millstone, Colossal Whale

Niby nie powinno mnie to dziwić, ale jednak obecność walenia zaskoczyła mnie. Tym razem uznałem, że darowanemu wielorybowi w paszczę się nie zagląda – a jeśli nawet, robi się to tylko raz. Jako że zdarzyło mi się widzieć ją po raz trzeci, to co by jednak nie wziąć rybki. Nadziałem ją na haczyk.

Mój pick: Colossal Whale

P2P11

Suntail Hawk, Festering Newt, Ranger’s Guile, Goblin Shortcutter, Scroll Thief, Mountain, Bubbling Cauldron, Vampire Warlord, Artificer’s Hex

Może i powinieniem brać wampira nad kociołkiem. No ale właśnie. Jest kociołek, jest jaszczurka. Dopiero teraz dostrzegłem, że to tutaj jest i że mam combo. Liczyłem na to, że pozostali gracze będą na tyle uprzejmi,  by zostawić mi Festering Newta. Niestety, nie byli. Tu jednak wziąłem Cauldrona.

Mój pick: Bubbling Cauldron

P2P12

Dark Favor, Nightwing Shade, Plains, Barrage of Expendables

Mój pick: Nightwing Shade

P2P13

Merfolk Spy, Swamp, Vial of Poison

Mój pick: Vial of Poison

P2P14

Cyclops Tyrant, Plains

Mój pick: Cyclops Tyrant

 

P3P1

Duress, Lava Axe, Wring Flesh, Brindle Boar, Thunder Strike, Pillarfield Ox, Nightwing Shade, Deathgaze Cockatrice, Cancel, Wild Guess, Plains, Molten Birth, Sengir Vampire, Windstorm, Syphon Sliver

To nie tak, że ja w tym momencie wydedukowałem, iż ktoś zbiera slivery. Jakoś to przeczuwałem, chociaż sygnały były dość wyraźne i powinienem zdawać sobie z tego sprawę. Być może powinienem zresztą sięgnąć po erkę – zawsze to lifelink i counterpick. Mimo to wybrałem wampira, bo wydał mi się silniejszy i bardziej pasujący do talii.

Mój pick: Sengir Vampire

P3P2

Hunt the Weak, Demolish, Rootwalla, Show of Valor, Mark of the Vampire, Blur Sliver, Pacifism, Fortify, Shrivel, Mountain, Banisher Priest, Shimmering Grotto, Wall of Frost, Elite Arcanist

Gdybym w tym momencie był mądry, to tę całkiem sympatyczną paczkę mógłbym rozegrać dużo lepiej. W moich kolorach są tylko cztery karty, z których dwie byłyby ciekawym dodatkiem do talii. Raczej mało prawdopodobne, by ktokolwiek po nie sięgnął – a nawet jeśli, ja niewiele tracę. Dlatego mogłem tu spokojnie counterpickować Banisher Priesta. Ale nie, jak już nie raz z innymi kartami w tym drafcie, nawet go nie zauważyłem. O tym by pomyśleć trochę nad jakąś strategią dobierania nawet nie wspominam. Po prostu spickowałem ściankę. Fakt, kierowałem się trochę tym, że tanie, że powstrzyma napory do momentu, w którym ja wystawię Nightmare’a czy cokolwiek innego dużego. Ale to jednak dało się lepiej przeprowadzić.

Mój pick: Wall of Frost

P3P3

Suntail Hawk, Zephyr Charge, Undead Minotaur, Verdant Haven, Child of Night, Regathan Firecat, Vile Rebirth, Nephalia Seakite, Island, Kalonian Tusker, Millstone, Blessing, Quicken

W sumie ta paczka nie jest specjalnie dobra dla mnie. Najmocniejszą kartą wydał mi się ptaszek z Nephalii. I to właśnie jego wziąłem.

Mój pick: Nephalia Seakite

P3P4

Wring Flesh, Brindle Boar, Regathan Firecat, Pay No Heed, Altar’s Reap, Pacifism, Academy Raider, Coral Merfolk, Plains, Woodborn Behemoth, Bramblecrush, Planar Cleansing

Przeglądając teraz te paczki na spokojnie, zdałem sobie właśnie sprawę, że przez moje ręce przeszła w tym momencie trzecia już chyba pacyfka. Gdybym tak je dobrał i dosplashował… nie wiem czy to byłby dobry pomysł. Mój finalny deck był dość spójny. Mimo to może mógłbym wówczas odpuścić karty z podwójnym kosztem. Tak czy siak, wybrałem Wring Flesh. Zawsze to kolejny twardy removal (o Planar Cleansing jeszcze wspomnę, tu tylko zaznaczę, że kolejna karta, której nie zauważyłem. Mimo że machnąłem po niej kursorem od razu jak paczka przyszła).

Mój pick: Wring Flesh

P3P5

Duress, Lava Axe, Wring Flesh,Thunder Strike, Pillarfield Ox, Nightwing Shade, Deathgaze Cockatrice, Cancel, Wild Guess, Plains, Windstorm

Tu wybrałem bazyliszka. Od tego momentu brałem już po prostu co leci.

Mój pick: Deathgaze Cockatrice

P3P6

Hunt the Weak, Demolish, Rootwalla, Show of Valor, Blur Sliver, Fortify, Shrivel, Mountain, Shimmering Grotto, Elite Arcanist

Potwierdziło się, że counterpicking Banishera lub pacyfki byłby lepszy. Zostało mi tylko dobrać Shrivela.

Mój pick: Shrivel

P3P7

Zephyr Charge, Undead Minotaur, Regathan Firecat, Vile Rebirth, Island, Kalonian Tusker, Millstone, Blessing, Quicken

To był naprawdę dziwny draft skoro nikt nie wziął Kalonian Tuskera do tej pory, a pozostali gracze na pewno szli w zielony. Wybrałem minotaura.

Mój pick: Undead Minotaur

P3P8

Regathan Firecat, Pay No Heed, Altar’s Reap, Coral Merfolk, Plains, Woodborn Behemoth, Bramblecrush, Planar Cleansing

Mój pick: Altar’s Reap.

P3P9

Duress, Wring Flesh,Thunder Strike, Nightwing Shade, Cancel, Wild Guess, Plains

Gdzieś obiło mi się o uszy, że dwa Wring Fleshe to już dużo. Wziąłem więc Cancela, ale nie wiem czy to było jakoś szczególnie sensowne.

Mój pick: Cancel

P3P10

Hunt the Weak, Show of Valor, Blur Sliver, Fortify, Mountain, Elite Arcanist

Zniknięcie Demolish jest… dziwne. Zabrałem czarodzieja.

Mój pick: Elite Arcanist

P3P11

Zephyr Charge, Vile Rebirth, Island, Millstone, Quicken

Mój pick: Vile Rebirth

P3P12

Coral Merfolk, Plains, Bramblecrush, Planar Cleansing

To jest ten moment, kiedy dostrzegłem w końcu Planar Cleansing. Rozumiem, że duży koszt, a pozostali gracze mogli robić agresywne talie, ale jednak nie mam pojęcia czemu to doszło aż tak daleko. Podebrałem, bo jednak ten czar jest zbyt potężny, by go ot tak sobie oddać. A deck rysuje się już całkiem sympatycznie.

Mój pick: Planar Cleansing

P3P13

Duress, Wild Guess, Plains

Make a wild guess: did I take Duress?

Mój pick: Duress

P3P14

Fortify, [card]Mountain[/card]

Mój pick: Fortify

Skończył się draft. Wziąłem ostatniego landa. Ale rany, okienko się zmieniło. To fajne ułożenie według CMC zniknęło (przypomniałem sobie o nim w połowie drafta, opłacało się oglądać sołtysowe filmiki). Jak ja teraz będę deck składał… acha, starczy kliknąć prawym i pojawia się menu, z którego mogę sobie wybrać sposób wyświetlania. Całe szczęście, bo w przeciwnym razie miałbym kłopot. Ot, niby pierdółka, ale to o takie szczególiki czasem się rzecz rozbija. Graczom ogarniętym już z programem kwestia ta może się wydać zabawna i głupia, ale nie widziałem, by było to gdzieś opisane. Może i słusznie, bo to dość intuicyjne, ale kiedyś się trzeba przecież programu nauczyć i jak się nie wie, że są jakieś opcje, nie będzie się z nich skorzystać. Znowu oglądanie draftów w necie się przydało.

Ale do rzeczy. Mój deck wyglądał tak:

emmar pierwszy draft mtgo 02

Kliknąłem „submit” i spokojnie czekałem. Nagle okienko zniknęło i wróciłem do lobby. WTF?! Zaraz potem na pasku na górze pojawiło się „Go to”. Trafiłem gdzie trzeba. „Go to” zastąpiło „Drop” (taaa, jasne, już to klikam). Wyświetliła się też lista graczy i po chwili automatycznie ustawiły się pairingi. Zaczęła się gra.

Runda pierwsza

Wygrałem rzut. Postanowiłem zagrać pierwszy. Pojawiła mi się taka ręka:

Quag Sickness, Island, Undead Minotaur, 2x Wring Flesh, Shrivel, Swamp

Nie jest idealnie (wolałbym Swampa zamiast Shrivela), ale jest dobrze. Czy chcę zostawić? No pewnie. Klikam więc „Yes”. I tu zonk, bo program nie pyta mnie przecież, czy zostawiam. On się mnie pyta, czy chcę wziąć mulligana do sześciu kart. Trzeba się będzie przyzwyczaić. Na szczęście kolejna ręka wcale zła nie była, choć już zacząłem się denerwować:

Swamp, Wring Flesh, Sensory Deprivation, Disperse, Island, Quag Sickness

mtgo game 1

kliknij, aby powiększyć

Tym razem nie popełniłem błędu. Od razu też przekonałem się, że opp gra zielonym. Jego Elvish Mystic w pierwszej turze spadł od mojego Wring Flesha. Zaraz potem okazało się, że ma on zielono-biały deck. W trzeciej wystawił Brindle Boar (unieszkodliwiony deprywacją). W czwartej Into the Wilds. W piątej Rampaging Balotha. Ja zaś dobierałem kolejno Nephalia Seakite, Shrivel, Dark Favor, Messenger Drake’a. Brakowało mi landów i dopiero w szóstej dostałem Swampa. U oppa było już jednak siedem landów i dwie krity i wchodziła kolejna świnia, u mnie tylko trzy ziemie. Disperse pozbył się na chwilę problemu Balotha. Dobrała się jednak Wall of Frost – nieprzydatna póki co ze względu na brak Islanda drugiego. Żeby cokolwiek zrobić zagrałem Quag Sickness na Boara – oczywiście poświęconego dla życia. U oppa wrócił Baloth. Ja z kolei dobrałem kolejną martwą póki co kartę: Deathgaze Cockatrice’a i zobaczyłem trzecią już w tej grze świnię. O dziwo, zamiast bezpiecznie trzymać zdeprywowanego dzika, mój przeciwnik poświęcił go osiągając 28 punktów życia. Zaczął też atakować Balothem. Wreszcie dostałem czwarty ląd i dostałem trochę oddechu dzięki bazyliszkowi. Tak mi się przynajmniej wydawało, bo zobaczyłem Banisher Priesta. Spadłem już do 10 życia. W swojej dostałem Minotaura i oddałem turę. Opp dograł Angelic Walla, zaatakował i zmiótł zflashowanego Seakite’a dzięki Show of Valor. Nie udało mi się zabić Banisher Priesta, zatrzymałem się za to na 4 życiach. Z tego już nie miałem jak się wybronić. Czas poddać grę. A tu kolejna zagwodzka: mam „Concede Match” i „Concede Game”. Co ja mam wybrać? Dograłem grę do końca. Dopiero później się dowiedziałem, że aby poddać mała grę powinienem wybrać „Concede GAME”. Kolejny drobiazg.

Znowu mnie wywaliło do jakiegoś dziwnego okienka. Co jest? Przecież to dopiero pierwsza gra była! Aaa, zaraz, bo to mój main i mój side. Mogę coś zmienić. Dobra – uspokojony zacząłem kminić co poprawić. Wyszło tak:

– 1 Shrivel

+1 Deathgaze Cockatrice

Grę zacząłem z taką ręką:

Diabolic Tutor, Wall of Frost, Swamp, Island, Undead Minotaur, Water Servant, Scroll Thief

Ryzykancko, bo jak znowu nie dobiorę landa, będzie krucho. I jakże by inaczej – Wring Flesh, Disperse i brak landu. U oppa zaś już wchodzi świnka. Od razu zagrałem na nią Disperse’a a opp ją poświęcił (sic!). W mojej turze doszedł mi Quag Sickness, czyli znowu omija mnie land drop. Przeciwnik wystawia kolejnego Brindle Boara i chwilę potem uśmiecha się do mnie szczęście. Do ręki trafia mi Island. Idealnie! Zagrałem więc Scroll Thiefa. Opp za to wystawił Shimmering Grotto i Banisher Priesta. I znowu mnie bije. Ale całe szczęście ja mam kolejnego landa. Tyle że to znowu Island, a Swamp by mnie ładnie poratował. Nic to, zagrałem Wall of Frost. Czemu nie Servanta? Chyba dlatego, że chciałem mieć otwartą manę na Wring Flesha. Opp zresztą mnie w następnej turze nie zaatakował. Wystawił tylko dwóch Griffin Sentinelów. Ja zaś dobrałem kolejnego landa. Swamp? Nie! Island. Zacząłem rozumieć, czemu ludzie tak narzekają na to, jak się dobierają im landy na MTGO. Zagrałem Servanta i oddałem turę. Opp odwdzięczył się atakiem z powietrza gryfami. W kolejnej turze dostałem Lifebane Zombie – karta w tej sytuacji martwa podwójnie, flavorowo i mechanicznie (naprawdę, wolałbym Swampa). Zaatakowałem więc żywiołakiem i przegapiłem moment, w którym mogłem dopakować go przed zadaniem obrażeń. To się potem po kilka razy mi zdarzało – jakoś nie zawsze mogę jeszcze załapać, kiedy opp z bloku rezygnuje. Nie raz zdarzało mi się też zapominać po prostu o zaatakowaniu. Zbyt szybko przeskakiwałem do kolejnej fazy tury. Zdarzało mi się też zatapować landy tylko po to, by się rozmyślić i w ten sposób stracić manę na nie zagrane czary. To też kwestia przyzwyczajenia i ogarnięcia interfejsu. W swoim czasie się nauczę co i jak.

Jakby nie było, przeciwnik dalej ostrożnie atakował tylko z powietrza. Ja zaś dobrałem kolejnego Islanda. Miałem ich już 5 i Swampa oraz 5 czarnych kart na ręku, w tym dwie z podwójnym kosztem. W końcu straciłem cierpliwość i zacząłem je zagrywać. Wszedł więc minotaur (u oppa Auramancer), dobrałem Altar’s Reap, zaatakowałem, rzuciliśmy Show of Valor i Wring Flesh, przez co opp zachował blokującego gryfa, a zaraz potem zobaczyłem Balotha, potem Giant Spidera i tak tam w powietrzu traciłem życia z gryfów. Trochę podratował mnie Nephalia Seakite, ale z jego zagraniem też wiąże się drobny błąd. Wstawiłem go chyba zbyt późno. Grunt, że nie mogłem nim blokować ataku i zamiast jednego obrażenia, dostałem za dwa. Wkrótce potem wystawiłem Nightmare – śmiesznie wyglądało jego 1/1 przy siedmiu landach. Wreszcie jednak dobiłem do tego czarnego lądu. To już była 14 tura. [card]Quag Sickness[/card] na Banishera natrafił jednak na Ranger’s Guile. Nie miało to już na szczęście zbyt dużego znaczenia. Zagrywane po kolejno Deathgaze Cockatrice, Lifebane Zombie, Accursed Spirit i kolejne czarne landy załatwiły sprawę. Przeciwnika dobiłem Corruptem po znalezieniu go z tutora (przy czterech bagnach) jakoś tak w 21 turze.

Po tej grze też zmieniłem coś w decku:

– 1 Messenger Drake

– 1 Sensory Deprivation

+1 Swamp

+1 Shrivel

+1 Deathgaze Cockatrice

Swamp nie był mi tak naprawdę potrzebny, ale byłem pod wrażeniem flooda Islandów w poprzedniej grze. Do tego zdenerwowanie. W następnej rundzie już tak nie panikowałem. Shrivel zaś wpadł bo zobaczyłem aż dwie manodajki. Po fakcie nie uważam tego za najsensowniejsze posunięcie. Nie potrzebowałem go. Starczyło wyjąć deprywację.

Na ręce tym razem trafiłem na takie fajne karty:

Nightmare, 2 x Swamp, Lifebane Zombie, 2 x Deathgaze Cockatrice, Island

mtgo game 2

kliknij, aby powiększyć

Idealnie. Zaraz też dobrałem drugiego Islanda oraz Shrivela i już się czułem bezpiecznie. Opp tym razem zaczął od Mystica i Grifin Sentinela, na którego dograł Blessinga. Powinienem jednak w swojej drugiej turze zagrać Shrivel. Zabiłbym elfa, a tak to przeciwnik nie dość, że miał stwora, to jeszcze akcelerację. 1 za 1 to nie jest chyba wcale taka zła opcja w tym kontekście? Na pewno jednak lepsza niż wystawienie w trzeciej Lifebane Zombie. Tym samym zablokowałem sobie jedną kartę na ręce. Przeciwnik miał na ręce Auramancera, Ranger’s Guile i Show of Valor. Zaraz potem zemściło się zostawienie Shrivela na ręce – opp zagrał Giant Spidera. Ja zaś wystawiłem bazyliszka. Potem nastąpiła dość kuriozalna sytuacja. Przeciwnik zaatakował wszystkim. Mogłem się blokować tylko Cockatricem, co też uczyniłem stawiając go naprzeciw gryfa. Opponent zagrał jednak na niego Ranger’s Guile. Czemu miało to służyć? Nie wiem. Gdyby chciał go zdjąć, i tak miał Blessing, nie potrzebował dopaku z czaru. Jeśli zaś liczył na to, że hexproof powstrzyma deathotoucha, to się przeliczył. Mam wrażenie, że to był błąd początkującego, bo innego wytłumaczenie, poza gapiostwem, nie widzę. Żeby nie było – ja się chwilę potem odwdzięczyłem przeciwnikowi tym, że nie zaatakowałem zombiakiem. Ot, jak w tym powiedzeniu, że gadał głuchy ze ślepym o kolorach. Wymieniłem się kolejnym bazyliszkiem na pająka, dograłem Nightmare (4/4). Konik atakować nie bardzo miał jak, bo na stole był też Deadly Recluse, był jednak dobrym blokerem dla Griffin Sentinela. Opp jednak zaatakował pająkiem, wpuściłem, a potem prześlimy do mojej tury. I tu kolejny raz się popisałem. Dograłem Dark Favor na zombiaka, zaatakowałem (poszedł Show of Valor na gryfa 3/7), po czym radośnie po ataku zagrałem Shrivel. Konik oczywiście spadł, razem z elfem, który swoje zrobił – dodał many na białego instanta. Dlaczego nie zagrałem Shrivela przed atakiem? Dlaczego zagrałem po ataku? Widać rozsądek uleciał ze mnie i usiadł sobie obok kibicując przeciwnikowi. Większy prezent mógłbym mu tylko dać wtedy, gdybym się poddał. Na szczęście miałem już w tym momencie na ręku tutora. Od razu wyszukałem Corrupta, nawet nie kombinując z wystawianiem dobranego Water Servanta. Oppowi nie pomógł nawet Brindle Boar, chociaż gdy mnie atakował trzema stworami, gdyby na ręku miał Fortify, to ja bym przegrał. Tyle chociaż, że wiedziałem, iż opp gra z czuba i ma pustą rękę. Nie wiem jednak, czy na pewno zagrałbym inaczej, gdyby miał coś na ręku. Za bardzo widziałem już swoją wygraną.

Pierwsza runda skończyła się moją wygraną i wynikiem 2:1.

Dlaczego tak dokładnie opisałem tę grę? Tyleż po to by uczyć się na własnych błędach analizując ją, jak i ze względu na osoby, które nigdy nie grały online. Niektóre rzeczy przy okazji powyższego opisu zasygnalizowałem. Choćby to, że trzeba zweryfikować swoją wiedzę o tym jak, co i kiedy się zagrywa. To niby banalne problemy, ale gra online wymusza większe pilnowanie zasad. Wymaga dyscypliny. Nie ma tej swobody co na żywo. W pierwszej chwili MTGO wywołuje pewien szok (jednak nie ogarniam tej gry aż tak jak myślałem). Trzeba się przestawić. No i zostaje kwestia misclicków czy czytania komunikatów – czego zabrakło, gdy odpowiadałem na pytanie o mulligan. To szczegóły, ale u początkującego czasem decydują one o wygranej. Bardziej zaawansowani gracze na pewno mają obsługę programu już we krwi.

Runda druga

Wszystko co bardziej charakterystyczne wyszło przy okazji pierwszej rundy. Z czysto kronikarskiego obowiązku zapiszę jednak także to, jak wyglądała druga runda: tym razem trafiłem na Nayę, czyli slivery. W pierwszej grze udało mi się dość szybko zdominować pole bitwy dzięki bazyliszkowi Water Servantowi. Swoje zrobił też Quag Sickness, prędko zagrany na Predatory Slivera. Narzuciłem tempo, a dzięki dobraniu kolejnego Quag Sickness, mogłem pozbyć się świeżo wystawionego przez przeciwnika Battle Slivera.

Po grze zmieniłem nieco deck:

– 1 Messenger Drake

– 1 Sensory Deprivation

+2 Deathgaze Cockatrice

W drugiej grze z ciekawszych rzeczy mogę wspomnieć o tym, że przeciwnik zaatakował mnie w czwartej turze Predatory Sliverem, mając na stole Syphon Slivera. Zablokowałem więc Undead Minotaurem, co skończyło się Giant Growthem i +5 punktami życia po stronie przeciwnika. Gra skończyła się jednak dosyć szybko, mimo że na moją rękę zawitały m.in. Corrupt, Nightmare, Deathgaze Cockatrice i Sengir Vampire (zagrałem tylko te dwie ostatnie karty). Może i bym dał radę się wybronić, ale przeciwnik bazyliszka potraktował pacyfką, a w 7 turze potraktował Woodborn Behemotha [card]Enlarge[/card]m (i już wiedziałem, do kogo trafił), a z tego to się nie dało wyjść. Jeszcze miałem jakieś nadzieje, gdy dostałem na rękę Disperse’a dzięki poświęceniu bazyliszka z Altar’s Reap. Jak zobaczyłem jednak Voracious Wurma po wstawieniuVerdant Haven, zwątpiłem. W 9 turze zostałem pokonany.

Znowu zacząłem kombinować z sajdem:

– 1 Shrivel

– 1 Wring Flesh

+ 2 Cancel

 Czym się kierowałem? Przeciwnik miał trochę droższych, ale mocnych czarów. Ja zaś nie musiałem zagrywać stworów w tempo i stawiać na agresję, bo i tak najciekawsze rzeczy u mnie znajdowały się w okolicach czterech mana. Podwójny koszt powinien mnie jednak odstraszyć, a i Wring Flesha nie powinienem wyciągać.

Grę rozpocząłem z dwoma Quag Sickness, kompletem landów i Lifebane Zombie. To dobrze wróżyło na dalszą grę. Zamiast jednak zagrać Lifebane Zombie, rzuciłem enchanta na Predatory Slivera. W ten sposób straciłem trochę tempo. Późniejszy Academy Raider skłonił mnie z kolei do zagrania Scroll Thiefa (też musiałem robić CA). W ten sposób przegapiłem okazję do zrzucenia do grobu Woodborn Behemotha i Steelform Slivera. Zobaczyłem tylko Sliver Constructa, Giant Growtha i Foresta na wrogiej ręce. Przeciwnik oczywiście korzystał non stop z Raidera. Ja zaś znowu się popisałem, atakując przeciwnika zombiakiem w chwili gdy opp miał na stole artefaktycznego slivera. Tyle chociaż, że przez ten blok udało mi się dobrać już drugą kartę. Opp też popełnił błąd, bo wysypał się z całej ręki, przez co nie mógł już dobierać kart z Raidera. Wpakował się też Blur Sliverem pod mojego Nephalia Seakite’a. Nadal nie było jednak szczególnie wesoło, bo byłem już na sześciu życiach do 18 u oppa. Trochę tu sytuację ratował dobrany po raz kolejny dzięki złodziejowi manuskryptów [card][card]Island[/card][/card], dzięki któremu mogłem wystawić Wall of Frost oraz Deathgaze Cockatrice. Ścianka zaliczyła jednak pacyfkę, ale bazyliszek i zagranie Corrupta przy sześciu Swampach trochę wyrównało moje szanse. Skoczyłem na 11 do 9 u oppa. Sapcyfikowaną ściankę złożyłem na ołtarzu, zamieniając ją na kolejnego lootera i land. Zaliczyłem jednak kolejną pacyfkę w bazyliszka. Opp zatakował Raiderem i Behemothem. Ja się nie broniłem (już 5 do 7). Po czym sam, po dobraniu Disperse’a zaatakowałem dwoma złodziejami i ptakiem (5 do 4). Zyskałem w ten sposób jeszcze jednego bazylego. Przeciwnik zaatakował wszystkim i prawie wygrał. Wróciłem mu bowiem na rękę Behemotha, a on odpalił trigger z Raidera. Nie trafił jednak na Lava Axe’a. Ten znajdował się niżej, jako kolejna karta. Mnie zaś pozostało już tylko dobić oppa latakami. Wygrałem!

Zdobyłem dzięki temu booster M14 i Dimir Charma. Miałem też tą satysfakcję, że pierwsza turniejowa gra na MTGO i wygrana.

Chociaż sprawiło mi to sporo frajdy, to jednak muszę uczciwie powiedzieć, że nie powinienem tego drafta wygrać. Miałem więcej szczęścia niż rozumu. Popełniłem masę błędów i nawet jeśli moi przeciwnicy też nie grali idealnie, to jednak nie mogę się na nich oglądać. Następnym razem będę już jednak lepiej przygotowany i przynajmniej w czasie samej gry, nie zrobię tak wielu głupot. Tak czy siak, ze swego pierwszego turnieju „o coś” jestem zadowolony.

Kilka uwag na koniec

  1. Interfejs MTGO v3 jest przestarzały. Pojedynki są jednak świetnie zorganizowane i naprawdę miło się gra.
  2. Gra online wymaga nieco większej dyscypliny, uwagi i znajomości zasad. Po prostu nie wybacza błędów.
  3. Dźwięki w grze są irytujące i rozpraszające. Nie wiem jak inni gracze na nie reagują, ale mi tylko przeszkadzały (wyłączają je xD – dopisek red.).
  4. Z drugiej strony idzie się do dźwięków przyzwyczaić. Ale tu odzywa się we mnie nuta nostalgii. Pamiętacie może Might & Magic VII? Tam było coś takiego, co się nazywało Arcomage. Miało podobną oprawę dźwiękową.
  5. Chciał nie chciał, chyba najsensowniejszym obecnie startem na MTGO są drafty dla nowych graczy. Głównie ze względu na liczbę tego, co otrzymujemy na starcie do opłacania wpisowego. Pewnie można też grać normalnie constructed, ale wtedy od razu musimy dopłacić – i na talię, i na wpisowe.
  6. Spodobał mi się chatbox bezpośrednio do graczy z buddy listy. Głównie ze względu na to, że rozmowa nie znika po wylogowaniu. Dlatego spokojnie można wrócić do tego, o czym z kimś się wcześniej rozmawiało.
  7. Drafty na cztery osoby obfitują w dziwaczne sytuacje.
  8. Mam wrażenie, że początkujący gracze są strasznie nieśmiali. Nawet zagadywani milczą i rzadko kiedy powiedzą coś sami z siebie. Pewnie to trema, bo ponoć na MTGO można poznać fajnych ludzi i zdarzają się ciekawe rozmowy. Tu jednak gra IRL będzie miała przewagę nad grą online jeszcze długo, bo – jak to znajomy powiedział – póki co można „poczuć się jak jakiś nerd i nolife bez kumpli”.

Dlaczego nadal mam rezerwę do MTGO?

Jest jeszcze jedna rzecz, o której w kontekście mojego debiutu na MTGO chcę napisać.Wypadałoby wyjaśnić skąd u mnie rezerwa do onlinowej wersji karcianki. Ta niechęć wiąże się u mnie w dużej mierze z koniecznością inwestowania w wirtualne dobra. Czemu mam z tym problem? Przecież – jak przekonywał mnie Ober – na MTGO też mogę wymieniać się kartami, sprzedawać je, szczególnie gdy zechcę zrezygnować z gry. Niby tak, ale nie do końca. Tu nawet nie chodzi o to, że muszę zapłacić za coś, co nie ma fizycznej wartości. Gdyby to była gra przeglądarkowa, pewnie bym zupełnie olał temat. Grywało się w Ogame’a, w Mafię, w Settlersy – nigdy nie wydałem na to ani złotówki. Podobnie nie wydałbym kasy na nowy miecz w Diablo 3 czy innym MMO. Nie bawi mnie koncept „kup sobie, szybciej ci się wybuduje”. Tu też nie chodzi o to, że to dla mnie cheating. Po prostu uważam to za marnowanie pieniędzy. Jak ktoś chce i może – ok, ale to nie dla mnie. Magica nie traktuję jednak w ten sam sposób. W przeciwieństwie do przeglądarkówek karty te jakąś wartość zawsze mają. To nie różni się niczym od papierowego Magica. Skoro w niego władowałem ileś tam kasy, mogę też w wirtualnego.

Problem tkwi więc w czym innym i słowo „wirtualne” jest tu słowem kluczowym. Wiąże się to też z dużo szerszą kwestią i moim podejściem do kultury, a po części trochę też do życia. Po pierwsze, mam tendencję do zapisywania różnych rzeczy. Archiwa rozmów GG mam gdzieś tam na kompie jeszcze sprzed 10 lat. Robieniem zdjęć też się pewnie zainteresowałem po części z tego powodu – to jest zapis przeszłości, do której możemy wrócić. Po drugie, w tym szerszym, rzekłbym, cywilizacyjnym ujęciu, cała ta cyfryzacja i przejście w wirtualny świat trochę mnie przeraża. Niechby – odpukać – to wszystko szlag trafił. Co po nas wtedy zostanie? Zniknie dorobek kulturalny ostatnich lat. To trochę tak jak z biblioteką w Aleksandrii. Ale może odejdźmy od apokaliptycznych wizji. Załóżmy nawet nie wojnę, a jakiś naprawdę potężny kryzys ekonomiczny. Taki, który wstrząśnie Magiciem. Zmusi twórców do zaprzestania wydawania karcianki. Co wtedy? Wówczas karty papierowe może i stracą na wartości, ale przynajmniej będą czymś, co mogę wziąć do ręki. Ale czy jak zamkną serwery magicowe będę mógł się  nadal bawić wirtualnymi kartonikami? Raczej nie. Nie chodzi mi jednak nawet o te bardziej pragmatyczne kwestie, a właśnie o niechęć do rzeczy, których – de facto – nie ma. O tę różnicę między dobrem cyfrowym a fizycznym. I to dlatego tak długo ociągałem się z wejściem na MTGO.

Pojawia się więc pytanie – dlaczego w takim razie dałem się w to wciągnąć?

A dlaczego by nie? Magic, sądząc z publikowanych co jakiś czas wiadomości, cały czas się rozwija (mam tu na myśli statystyki sprzedaży). Coraz więcej osób grywa zarówno online jak i na żywo. Co więcej, traktuję Magica jako hobby. To dla mnie nieco inny rodzaj zabawy. Sieciowy Magic nie oznacza też rezygnacji z papierowej jego wersji. No i jest to także nowe doświadczenie. Ponadto wielu znajomych chwali sobie MTGO tak pod kątem testingu, jak i samej gry. Powtórzę więc: dlaczego by nie? I z bardziej trywialnych powodów – dzięki temu mogłem napisać ten tekst. Dla mnie to wystarczająco dużo, by spróbować. I na koniec powiem tylko tyle, że cieszę się, iż to zrobiłem.

Komentarze

Psychatog.pl

nie kopiuj : (