Relacja finalisty z PTQ do Honolulu – Ad Nauseam

Wstałem rano, obudzony dość nietypowo, bo przez słońce. Lekko się przeciągnąłem i zdałem sobie sprawę, że to już dziś PTQ. Spojrzałem na zegarek i już poczułem się oszukany – jak się okazało to nie ja wstałem przed budzikiem, ale to on nie zadzwonił. Z szybkością pioruna zacząłem się ogarniać, pakować wszystko co mi było potrzebne, po czym po prostu wybiegłem z domu. W ostatniej chwili wskoczyłem do autobusu. Do hotelu Novotel (gdzie odbywał się turniej) dotarłem na 5 minut przed końcem zapisów. W biegu pożyczyłem od Gizma brakujące karty. Na szczęście przypomniałem sobie jeszcze o wynikach wczorajszego testingu i zacząłem biegać po sali w poszukiwaniu dwóch Path to Exile. W ostatniej chwili Sławek Widor mi je pożyczył. Dosłownie chwilę później pojawiły się sitingi na pierwszą rundę. Byłem lekko zażenowany, że nie obudziłem się wcześniej, bo pewnie mój sideboard wyglądałby lepiej. Przynajmniej miał w sobie zawarte to, co najważniejsze, więc uznałem, że jakoś to będzie i zacząłem skupiać się już tylko na grze.


Oto moja decklista:


A.N.A.L. (Ad Nauseam Angel’s Lightning)

Głównym (i jedynym) planem na grę tego combo jest zresolvowanie Ad Nauseam po wcześniejszym zapewnieniu sobie nieśmiertelności na jedną turę – umożliwiają to Angel’s Grace i Phyrexian Unlife (Ad Nauseam dobierając karty nie zadaje obrażeń, tylko robi life loss, więc poison countery się nie nabijają). Cała reszta decku to cantripy szukające elementów combo lub atrefaktyczna rampa, która ma za zadanie przyspieszyć castowanie kończącej grę sekwencję czarów. Finiszerem jest Lightning Storm. To chyba jedyne combo w formacie, które potrafi zabijać na instancie, co jest jego największą zaletą

 (no, w modernie naliczyłbym więcej ;p – dopisek red.).

Runda 1 vs UWR Control


Oponent wygrał rzut kostka i wybrał, że zacznie. W pierwszej turze, po wstawieniu Collonady
, wiedziałem czym gra mój przeciwnik i się ucieszyłem – decki bez discardu to na ogół dobry matchup. Do tego, gdy przez pierwsze kilka tur nie zobaczyłem ani Geist of Saint Traft, ani Vendilion Clique, byłem już pewien, że nie gram z tempo, tylko z kontrolną wersją, która zabija laserami. Wersja ta tak naprawdę broni się w tym mu dokładnie tak samo jak wersja tempo, ale nie ustawia clocka, tak ważnego przeciwko combo. Pierwsza gra trwała około 20 minut, aż w końcu spaliłem przeciwnika z zabijającym mnie Lightning Helixem na stacku, wygrywając counter-wara o combo. 



Sideboard:
In: 1x Echoing Truth, 1x Tolaria West, 1x Silence
Out: 1x Conjurer’s Bauble, 1x Slaughter Pact, 1x Ghost Quarter



Druga gra skończyła się w minut pięć, dobrałem absolutne porno, czyli turn 3 combo z protekcją (trzy landy, które wchodzą odtapowane, Pentad Prism, Simian Spirit Guide, Pact of Negation, Angel’s Grace i Ad Nauseam) i po prostu zabiłem. Oponent załamał się, podpisał slipa i poszedł. Mnie jedyne co pozostało, to zrelaksować się przed następną rundą i odpocząć na świeżym powietrzu.


2:0. W całym turnieju 1:0


 

Runda 2 vs Mono U Tron

Do gry ze Staciwą usiadłem jak do każdej innej rozgrywki – szczerze mówiąc nic o nim wcześniej nie słyszałem, dopiero później Sodek uświadomił mi, że wygrał GP w Wiedniu. I tak to z kim grałem niewiele zmieniało – nikogo nie lekceważyłem, z każdym grałem najlepiej jak umiałem. To Modern, ważne jest ogranie własnego decku i znajomość formatu, a nie zdobyte wcześniej tytuły i invity na większe imprezy.


Dla odmiany udało mi się wygrać rzut kostką. Dobrałem przyzwoitą siódemkę z Lotus Bloomem, Pact of Negation, 2 landami i jakimś cantripem. Zagrałem Bloom i zacząłem szukać się po part of combo Serumem albo Sleightem (dokładnie nie pamiętam). Jak się okazało Marcin grał tronem, w stosunku do którego miałem mieszane uczucia – o ile R/G tron to dobry matchup (nie ma za bardzo interakcji), to Mono U Tron oceniam na 50/50. Island po stronie Staciwy jednoznacznie pokazał, z którą wersją grałem. :P Gra toczyła się bardzo długo, w końcu udało mi się przepchnąć combo i zmazać z twarzy przeciwnika uśmiech, zabijając jego Spellskite za pomocą Slaughter Pacta. Lightning Storm i zdiscardowane landy zrobiły swoje.

Sideboard

In: 1x Tolaria West, 1x Disenchant, 1x Wear//Tear, 1x Pithing Needle (opp często w tym matchupie wyjmuje Oblivion Stone’y, bo ma lepsze opcje, a Igła skutecznie kasuje problem Mindslavera)

Out: 1x Ghost Quarter, 1x Conjurer’s Bauble, 1 x Pentad Prism, 1x Sleight of Hand

Następne dwie gry również były bardzo długie (skończyliśmy pięć minut przed terminacją). W drugiej niestety nie udało mi się znaleźć nic ciekawego i lifetotal opponenta po trzech atakach Wurmcoila okazał się po prostu za wysoki. Trzecia gra to była istna rzeźba z kału. Opp zagrał mi aż dwa Spellskite i Platinum Angela (!). Po długiej batalii, udało mi się odpalić Ad Nauseam, poprzedzone Angel’s Gracem, mając jeszcze dodatkowe cztery mana open. Oczywiście oponent znów uśmiechał się jak głupi do sera, bo myślał, że przy takiej ochronie nie dam rady go zabić i to jakiś akt desperacji. Zagrałem mu Slaughter Pacta, Wear//Teara i Disenchanta po czym patrzyłem na jego minę, jak castuję Lightning Storma po zabiciu całej jego protekcji. Skrzywił się z lekka, podpisał slip i poszedł w świat.


2:1 w całym turnieju 2:0



Biały PTQ 

 

3 Runda vs Mono U Tron


Jak się okazało przygoda z Mono U tronem miała trwać dalej. Jednak tym razem zagraliśmy tak naprawdę tylko jedną „uczciwą” grę. Pre side Opp mulił się do pięciu i miał screw – nie miałem większych problemów, aby dobrać całą bibliotekę przy pomocy Ad Nauseam. 



Sideboard

In: 1x Tolaria West,1x Disenchant, 1x Wear//Tear,1x Pithing Needle
Out: 1x Ghost Quarter, 1x Conjurer’s Bauble, 1x Pentad Prism, 1x Sleight of Hand



W drugiej grze miałem bardzo mocnego flooda i nie dobrałem swojego dwukartowego combo – trudno, czasem tak się zdarza. Ostatnia gra wyglądała już tak, jak normalne mecze z kontrolą – czekałem ze swoim combo do znalezienia niebieskich pactów i jakiegoś częściowego tapoutu przeciwnika, aby prościej było mi przepchnąć swoją kombinację czarów. Całej gry dokładnie nie pamiętam, ale wiem, że opponent starał się kontrować mi rampę oraz Phyrexian Unlife, co więcej Repealował Lotus Blooma. Kupił sobie bardzo dużo czasu, ale w końcu udało mi się przepchnąć Pentad Prism i puścić turę, mając combo na ręce i potencjalne sześć many w następnej (na stole miałem 4 landy i Prism, z czego jednym landem było Boseiju). Na moje nieszczęście opp bardzo dobrze dobrał z czuba – tapnął 6 many, zagrał Mindslavera, którego chwilę później odpalił. Na szczęście nie miał jeszcze Academy Ruins, więc stwierdziłem, że się nie poddam. Spaliłem manę z Prisma (żeby nie mógł scastować Ad Nauseam i mnie zabić) i liczyłem ze nie dobierze piątego landa. Bogowie topdecku okazali się łaskawi, dobrał Prisma. Mógł tylko odpalić Angel’s Grace w próżnię, zagrać dobrany artefakt i ściągnąć z niego manę. W swojej dobrał kartę i oddał mi turę. Dobrałem Angel’s Grace i pomyślałem, że dalej mam szansę, muszę tylko szybko dobrać dwa landy. Dużo się nie pomyliłem. Po zagraniu przez opponenta w następnej turze Wurmcoila miałem tylko trzy drawy. Gra trwała stanowczo zbyt długo żeby wykręcić lethal damage po trzech atakach grubasa z lifelinkiem. Na szczęście dobrałem dwa landy z czuba i skręciłem się używając Boseiju jako protekcji. Oponent nie miał mi za złe, że dobrałem jak dzi#ka. :p Podpisaliśmy slipa i w oczekiwaniu na następną rundę pogadaliśmy o techach i o match upie. Przyznam, że wtedy byłem już dosyć zmęczony po intensywnym wysiłku umysłowym spowodowanym przez ostatnie mecze –w końcu trzy razy grałem z kontrolami. Pocieszało mnie to, że jeszcze tylko jedna runda, a potem półgodzinna przerwa.


2:1, w całym turnieju 3:0



 

4 Runda vs U/W/R


Ad Nauseam ogólnie ma dobry match up z kontrolkami, które swój gameplan opierają na counterspellach. Jednak po trzech rundach kręcenia się wokół kontr liczyłem na jakiś inny archetyp. Los chciał inaczej, znowu UWR. Mimo wszystko nie mogłem narzekać trzeba grać z tym, na co się trafiło. Po pierwszej, wyjątkowo szybko skończonej grze, uświadomiłem sobie, że mój przeciwnik nie za bardzo zna mój deck. To dobrze wróżyło na przyszłość.



Sideboard:

In: 1x Echoing Truth, 1x Tolaria West, 1x Silence
Out: 1x Conjurer’s Bauble, 1x Slaughter Pact, 1x Ghost Quarter



Jeśli podczas meczu nabierasz zbyt dużo pewności siebie, to deck (szczególnie, jeśli jest combo) od razu przypomni ci, gdzie jest twoje miejsce. W drugiej grze przegrałem tak, jak Ad Nauseam lubi najbardziej – nie zobaczyłem potężnego, czarnego instanta w ponad czterdziestu kartach. Trudno, zdarza się, jedyne co można zrobić to zaakceptować to i dobrać porządną siódemkę w G3. Tym razem udało się planowo dobrać jak dzi#ka i zniszczyć przeciwnika. Mimo wszystko, „easy”

2:1. 
W całym turnieju 4:0
.

Po czterech rundach długich gier z kontrolami przerwa to było to, czego najbardziej potrzebowałem. Byłem szczęśliwy, bo jak na razie byłem bez porażki i nie trafiłem ani jednego B/G/x – prawdopodobnie najtrudniejszego match up’u mojego combo (może infect byłby trudniejszy). Po zjedzeniu wyśmienitej sałatki dla uzupełnienia sił, sędziowie rozwiesili pairingi na kolejną rundę. Dowiedziałem się, że jak zwykle wykrakałem…



 

5 Runda vs Hubert Pszczółkowski (Jund)


Szczerze mówiąc, obawiałem się gry z Hubertem. Wiedziałem, że to będzie bardzo trudna przeprawa – wiedziałem, że to gracz prezentujący wysoki poziom (na Pro Toury nie jeździ się za nic), do tego bad beat stories Sodka o tym, jak Pszczółkowski rozje#ał go w piętnaście minut, podpowiedziały mi czym gra. Jak się potem okazało był jedyną osoba, z którą przegrałem tego dnia i jednocześnie jedyną, z którą „grając” nie grałem. Najpierw miałem dwa nolandery i keepnąłem słabą piątkę. Jak się można było spodziewać nawet nie zbliżyłem się do skręcenia combo i kilka minut później przeszliśmy do sidowania. 



Sideboard:

In: 2x Path to Exile, 3x Leyline of Sanctity, Tolaria West
Out: 3x Pact of Negation, Bosejiu Who Shelters All, 2x Peer Through Depths

Gra po side sprowadza się do keepnięcia dobrej ręki startowej. Dla mniej wtajemniczonych podpowiedź: bardzo pomocny okazuje się Leyline of Sanctity. W drugiej grze w siódemce nie znalazłem ani super sytów, ani Leyline – izi mull. Szóstka była jeszcze bardziej jałowa, znowu zacząłem się tasować. Keepnąłem piątkę bez Leyline. Już wtedy wiedziałem, że przegram, ale zawsze oponent mógł keepnąć nolandera. Niestety miał landy, discard i stwory, czyli wszystko to, co trzeba, by mnie szybko zabić. Byłem trochę zły, że nawet nie miałem okazji podjąć walki, ale cóż, taki urok combo. Podpisałem slipa i wyszedłem na papierosa.


0:2, w całym turnieju 4:1



Od teraz nie mogłem sobie pozwolić na kolejną wpadkę, pozostało mi modlić się o dobre matchupy i dobieranie elementów combo. 




 

6 Runda vs Amulet Combo


O swoim opie nie wiedziałem kompletnie nic i nie miałem też pojęcia czym może grać. Wygrał rzut kostką (niedobrze) i uznał, że zacznie. Po obopólnym keepie jego pierwszy land drop rozwiał moje wątpliwości. Zagrał Tendo Ice Bridge – to musiał być Amulet of Vigor Combo. Jedyne co mnie zdziwiło to fakt, że spotkałem ten deck tak wysoko i nie zauważyłem wcześniej – Karoo landy i hulające po stole Primeval Titany dosyć się wyróżniają wśród shocklandów, Goyfów, Finksów i Signal Pestów. Na szczęście Sodek ma słabość do wszystkich dziwnych combo w formacie i siłą rzeczy testując z nim poznałem tą dziwną konstrukcję. W pierwszej grze byłem po prostu szybszy – czyli wszystko według planu. 



Sideboard:

In: Echoing Truth, Tolaria West
Out: Ghost Quarter, Conjurer’s Bauble

Jedyne, co mnie napawało niepokojem, to fakt, że Amulet też grał niebieskim Pactem. To oznaczało jedno – przeciwnik mógł grać swoją grę i nie musiał trzymać otwartej many na kontrę, a ja zawsze musiałem grać tak, jakby go miał. Na szczęście przepchnąłem swoje combo zanim Zielony Tytan sprowadził moje życie do zera. Podpisaliśmy się na slipie i pogawędziliśmy chwilę o naszych grach. Oponent był naprawdę pozytywnym gościem, świetnie mi się z nim gadało. Potem z rozmowy wyszło, że swoim deckiem gra od marca. Widać było, że dobrze go ogarnia. Jakby trafiał na lepsze matchupy, to kto wie, może spotkalibyśmy się w Top 8?


2:0, w całym turnieju 5:1



 

7 Runda vs Affinity


Wygranie tej rundy praktycznie dawało mi top 8. Była bardzo duża szansa na to, że będę mógł wziąć ID w następnej. Niestety trafiłem na nie za ciekawy match up – Affinity. Roboty są bardzo szybkie, a Inkmoth Nexus kill nie może być powstrzymany przez Phyrexian Unlife, ani Angel’s Grace. Dodatkowo po side często dostaje się Thoughtseize’ami i Ancient Grudge’ami w artefaktyczną rampę.

Na szczęście wygrałem rzut kostką. Na opening handzie miałem kilka cantripów, landy i Phyrexian Unlife – bardzo porządna ręka. Już przy pierwszym Serum Visions znalazłem Ad Nauseam, teraz wystarczyło się modlić, aby roboty nie wyrzygały się tak, jak lubią to robić. Na szczęście Unlife kupił kluczową dla mnie jedną turę i strzeliłem Lightning Stormem za milion (dane szacunkowe).



Sideboard:

In: 2x Path to Exile, Phyrexian Unlife, Wear//Tear, Disenchant, Tolaria West
Out: 3x Pact of Negation, Mystical Teachings, Bosejiu Who Shelters All, Slaughter Pact

Druga gra to mulligan mojego przeciwnika, ale przede wszystkim popis karty sideboardowej – Path to Exile, który usunął Vault Skirge z podczepionymi pod niego nożyczkami kupił wystarczająco dużo czasu, abym znalazł elementy combo i zapewnił sobie top 8 na moim pierwszym PTQ.


2:0, w całym turnieju 6:1

.

 

Po wyliczeniach robionych razem z Jarosławem Aksmanem, patrząc na standingi po siódmej rundzie, doszliśmy do wniosku, że spokojnie możemy brać ID, jeżeli nie trafimy na osobę sparowaną w górę. Na szczęście obu nam się udało, wzięliśmy taktyczne remisy i poszliśmy razem z kierowcą burna oraz rosyjskim kierowcą tribal zoo ustalać jakie jeszcze decki mamy w top 8. Wymyśliliśmy sześć decków i czekaliśmy na pozostałe dwa wyniki, żeby poznać cały skład. Szalony Rosjanin (szalony, bo poprzedniego dnia grał na PTQ w Pradze i doszedł do finału, w Warszawie znowu zaliczył topa) poszedł oglądać obie gry. Jaro również gdzieś się ulotnił, a ja rozmawiałem z kierowcą burna o różnych techach oraz o naszym match upie. Jak się okazało grał sporo Ad Nauseum, z kolei ja grałem przez długi czas Burnem, więc rozmowa była dosyć interesująca.


Po około dwudziestu minutach Sodek skończył swój mecz (grał infectem, więc i tak długo mu się zeszło :p), wyszliśmy razem na dwór, żeby omówić matchupy w topie i sideboard plany. Pierwszy raz w życiu Pampers (Wiktor Harezlak) się do czegoś przydał. Idealnie trzymał klaser Sodka, robiący za świetny stolik. Dzięki jego nieocenionej pomocy mogliśmy rozłożyć side i jeszcze raz się zastanowić, co na jaki deck będzie in, a co out. Po krótkiej burzy mózgów omówiliśmy każdy możliwy scenariusz. Czułem się przygotowany na to top 8. Zresztą właśnie po rozmowach z Sodkiem wynoszę najwięcej konstruktywnych wniosków na temat combo. Jest nie tylko najlepszym combo playerem w Warszawie, ale też największym hejterem moich pomysłów – nawet tych, które mają sens. :p Zmusza mnie to do przemyślenia wszystkiego po dziesięć razy. Patrząc po tie breakerach spodziewałem się ćwierćfinału z burnem albo z tribal zoo. Z obu opcji byłem zadowolony i nie spodziewałem się większych problemów (w zasadzie chyba jako jedyny w top 8 chciałem grać z burnem). Jedyne czego nie chciałem to BGx. Na szczęście bogowie topdecku byli tego dnia przy mnie. BGxy grały ze sobą, a ja trafiłem na spalatora :D


 

Ćwierćfinał – Burn


Biały vs Świstak

Mecz półfinałowy vs Świstak

To był znak od niebios, że to mój dzień. Kolejny dobry match up na tym turnieju. Nie tylko w tym MU potrafię być szybszy, ale też Phyrexian Unlife poza byciem elementem combo daje też +10 (a czasem i więcej) życia . Po side jedyne na co trzeba uważać, to Wear // Tear, ale miałem Leyline of Sanctity, więc to ja byłem lepiej przygotowany. :p Usiedliśmy do gry i oponent wybrał, że zacznie. Keepnąłem porządną rękę – Unlife, dwa landy i cantripy. W zasadzie nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne. Opp rozpoczął od suspendu Rift Bolta i puścił turę. Ja land drop, Serum (znalazłem Ad Nauseum) i puściłem turę. Opponent zresolwował swojego Rift Bolta i suspendował dwa następne. Ewidentnie czułem wtedy już presję. Z czuba dobrałem małpiatkę. W tym momencie zacząłem liczyć, czy jest szansa, że usmaży mnie przed moim Unlife. Wychodziło mi, że w najgorszym wypadku zostanę na jednym, więc stwierdziłem ze mogę zagrać mój enchant w trzeciej turze. Opp dograł 3 land, zagrał Keldon Marauders i puścił turę. Mnie zostało już tylko odtapować się, dograć landa i z pomocą Simian Spirit Guide rzucić Ad Nauseam.



Sideboard:


In: Phyrexian Unlife, Tolaria West, 3x Leyline of Sanctity, Echoing Truth (bałem się potencjalnej igły w Lighting Storma lub białego Leyline u opa)

Out: Bosejiu Who Shelters All, 2x Peer Through Depths, Mystical Teachings, Slaughter Pact, Conjurer’s Bauble



Druga gra to klasyczny „T0 kill”. Pokazałem oppowi Leyline z opening handa – on mi 5 laserów i 2 landy i podał mi rękę. Jak się potem okazało, nie zagrał przeciw Leylinowi w ani jednej rundzie swissa i nie miał w side żadnego hejtu na enchantmenty, mimo białego splashu w decku.


2:0, w całym turnieju 7-1-1



Po meczu poszedłem zapalić razem z moim przeciwnikiem i pogadać z pozostałymi znajomymi z sali. Potem obejrzałem końcówkę ćwierćfinału Zoo vs Ryby, chcąc dowiedzieć się z kim przyjdzie mi grać półfinał. Jak się okazało dane mi było zagrać w półfinale z Merfolkami.


 

Półfinał vs Ryby

Nie będę szczegółowo opisywać półfinału ze względu na to, że każdy może go obejrzeć tutaj:


Game 1

Game 2

 

Finał

Jak już pewnie wiecie poddałem finał z Hubertem. Słyszałem potem głosy, że niby wolałem wziąć kasę zamiast grać trudny match up. Oczywiście to nieprawda. Owszem, mecz byłby dla mnie pod górkę, jednak w podjęciu tej decyzji decydujący był fakt, że z powodów prywatnych najpewniej nie byłbym w stanie polecieć na PT. Wolałem oddać bilet osobie, która na pewno poleci (i może pociśnie tytanów MtG!) niż marnować polskiego slota. Stwierdziłem, że jeśli zesplitujemy się w dogodny dla mnie sposób, to bez problemów oddam Hubertowi bilet i zarobiony wrócę do domu. Uważam, że postąpiłem słusznie, nie żałuję swojej decyzji.



Turniej jak najbardziej mogę zaliczyć do udanych. Nie spodziewałem się, że z nieidealnym sideboardem zdołam dojść aż do finału. Widocznie miałem swój dzień konia. Patryk i Skut wykonali kawał dobrej roboty – i WMCQ i PTQ były świetnie zorganizowane, nawet jakbym chciał, to nie za bardzo miałbym się do czego przyczepić. Oby więcej takich eventów!


Na koniec chciałbym podziękować kilku osobom: Sodkowi, za różnego rodzaju advice, Pampersowi, za bycie świetnym trzymakiem do klaserów, wszystkim ziomkom z Warszawy i Lublina za trzymanie kciuków (Juras, Malwin, Loczek, Gizmo itd.), Jędrkowi, za redakcję oraz oczywiście całemu Team KFC za regularne testingi moderna w stolicy.

 


Biały red - Ad Nauseam PTQ finalistDaniel „Biały” Białas – gracz z Warszawy, ma 19 lat i obecnie zajmuje się maturą siedząc w 4 klasie technikum informatycznego na Saskiej Kępie. Gra od Lorwyna bez większych przerw, ale pierwszy raz jako młokos przekręcał kartoniki w okolicach bloku pierwszej Ravnicy.

Formatem, który preferuje jest modern, mimo wszystko stara się ogrywać również limited. Obecnie pracuje nad Reanimatorem w legacy ucząc się tego trudnego eternala.

Komentarze

Psychatog.pl

nie kopiuj : (