Relacja z wakacyjnego magica – FNM w Tallinie

Play the Game, See the World – oto hasło Wizardów, zachęcające do udziału w turniejach z cyklu Grand Prix i Pro Tour. Udział w dużym turnieju poza granicami własnego kraju jest świetną okazją do zobaczenia kawałka świata. W tym roku udało mi się wybrać na GP do Madrytu oraz Malmo. Przy okazji trochę zwiedziłem nieznane mi dotąd miasta. W planach na ten rok jest też złapanie odrobiny słońca podczas grudniowego GP w Lisbonie oraz wrześniowy wypad na GP Moskwa. W stolicy Rosji właśnie, lat temu już bardzo wiele, udało mi się zagrać pre Onslaught podczas miesięcznego pobytu na kursie językowym, który bardziej niż wyjazd naukowy przypominał szkołę przetrwania. Od tamtego wyjazdu upłynęło już wiele czasu, ale nawiązuję do niego nieprzypadkowo. Był to pierwszy raz, gdy ideę „Play the Game, See the World” zamieniłem w „See the World, Play the Game”.

Na tegoroczne wakacje, zaplanowaliśmy z dziewczyną Olą trzytygodniową wyprawę rowerową przez kraje nadbałtyckie do Finlandii. Przejechaliśmy od granicy Polski przez Litwę, Łotwę, Estonię, następnie wsiedliśmy na prom do Helsinek, pokręciliśmy się parę dni po Finlandii i wróciliśmy do Tallina z którego mieliśmy zarezerwowany autobus do Warszawy. Jednośladami przejechaliśmy 1200 km. Co raz to w słońcu, deszczu, wietrze, kurzu. Wśród lasów, jezior, pól, małych wiosek z kilkoma tylko domami, średniej wielkości miast na czterech stolicach kończąc.

Wiedzieliśmy, że będziemy musieli czasem zrobić sobie dzień przerwy na regenerację sił, wielkie suszenie po deszczu albo z innego powodu. Pomyślałem więc przed wyjazdem, że może uda się przy okazji zagrać gdzieś prerelease M2013, do którego pozostał akurat tydzień. Zrodziła się zatem szansa na powrót do idei „See the World, Play the Game”.

W event locatorze na stronie Wizardów (http://locator.wizards.com/) wpisałem Rygę, gdyż właśnie najbliżej łotewskiej stolicy powinniśmy być po tygodniu podróży.

 rygamapa

 

Jak widzicie w rezultacie wyszukiwania ujrzałem wszystkie magicowe lokacje na trasie naszej wyprawy. Nie da się ukryć, że za dużo tego nie znalazłem. Dopiero w Helsinkach można było wybrać spośród trzech sklepów. Litwa, Łotwa i Estonia to raczej zaścianek magicowej Europy. Zrobiłem telefonem kilka zdjęć, na których uwieczniłem wszystkie potrzebne informacje: adresy i telefony sklepów, mini mapki i kalendarze zaplanowanych w nich imprez.

Ryga, Łotwa:

Po 6 dniach jazdy, w piątek 6 lipca, dotarliśmy do Rygi.

 

Dzień wcześniej udało mi się ustalić, że tamtejsze pre startuje w niedzielę o 12.00. Tu wielkie dzięki dla Wisza, który skontaktował się mailowo z organizatorem i dopytał o interesujące mnie szczegóły. Wieczorem, przy okazji zwiedzania ryskiej starówki zawitaliśmy z Olą do sklepu:

Megagame Riga, ul. Perses 14, Lv-1011 Riga, Łotwa

 

Sklep znajduje się blisko starówki – dojście piechotą zajmie dosłownie kilka minut. Na szyldzie jest logo MTG i raczej ciężko go nie zauważyć. Po zejściu schodkami w dół ukazał się mym oczom lekko zapuszczony lokal, bardzo przypominający dawny warszawski „Schron”. Dla wszystkich, którzy nie znają rosyjskiego dobra wiadomość – pracownik bezproblemowo posługuje się angielskim. Ustaliłem z Olą, że w sobotę znajdziemy jakiś fajny kamping nad morzem, niedaleko Rygi i w niedzielę będę miał czas dojechać rowerem na 12.00 poprzekręcać kartoniki, gdy ona odpocznie nad wodą. Pierwsza informacja od organizatora utwierdziła mnie w przekonaniu, że będzie ok. Godzina 12.00 to jak na polskie standardy strasznie późno, ale usłyszałem, że zazwyczaj na takim turnieju jest około 20 osób. Pomyślałem, że pójdzie szybko, bo 20 osób to tylko 5 rund. Gdy jednak powtórzyłem to na głos usłyszałem, że jeszcze będzie grane top 8. Zerkając na kilku młodych graczy stojących obok pomyślałem, że top 8 jest jak najbardziej w zasięgu (o ile nie dosięgnie mnie w końcu klątwa Wicherka) i być może trzeba będzie wracać rowerkiem późnym wieczorem, ale wiadomo – coś za coś.

Następnego dnia okazało się, że pierwszy kamping na jaki dojechaliśmy jest przepełniony, zasyfiony i przypomina opuszony 30 lat temu PGR, który został zaadoptowany przez nomado-cyganów z przyczepami kampingowymi i namiotami. Następny na folderze wyglądał tak:

 

A w rzeczywistości tak:

 

Ta metaloplastyka to grożące zawaleniem pozostałości po zjeżdżalni wodnej. Cała reszta kampingowej infrastruktury była w podobnym stanie.

Trzeci był jeszcze gorszy, a ze spojrzenia Oli dało się wyczytać to samo, co przychodziło do głowy i mnie: UCIEKAMY!!! Nie było sensu zostawać w Rydze na 3 dni, więc zrezygnowałem z prerelease i ruszyliśmy dalej na północ.  

Tallin, Estonia

 

W piątek 13 lipca dojechaliśmy do Tallina. Dzięki wiatrowi w plecy około 14.00 po pokonaniu 78 km byliśmy na miejscu. Na sobotę zaplanowaliśmy podroż promem do Helsinek i żeby rano nie musieć zbyt daleko dojeżdżać oraz nie przemoknąć w deszczu, który z mżawki powoli przerodził się w regularną ulewę, znaleźliśmy pokój w hostelu ulokowanym na starówce. Zerknąłem na zdjęcia z Event Locatora. Do sklepu było około 500 metrów, zbliżał się piątkowy wieczór, więc zdecydowałem ruszyć na FNM-a.

WEPLAY, Estonia pst. 9, 10143 Tallinn, Estonia

WEPLAY, Estonia 

Sklep o nazwie WEPLAY! Znajduje się w centrum handlowym Solaris.

http://www.weplay.ee/

SolarisZajrzałem do sklepu wcześniej, by zapytać czy odbędzie się FNM i czy przypadkiem nie będzie to draft. Okazało się to dobrym pomysłem, bo dowiedziałem się, że turnieje odbywają się w biurowcu obok, ze względu na brak  miejsca w sklepie, i że muszę przyjść kilkanaście minut wcześniej, by pójść z organizatorem, bo sam tam nie trafię. Rzeczywiście bym nie trafił, nawet po tym, gdy już raz tam byłem. Plątanina korytarzy i schodów przypomniała mi lochy z Diablo. Gralnia była jak zwykle trochę zapuszczona. Miejsca było sporo. Naliczyłem kilkanaście stolików, więc da radę tam zorganizować turniej na jakieś 30 osób. Dowiedziałem się że na pre Dark Ascension przy wsparciu przyjezdnych z Tartu było około 50 graczy, z czego by wynikało, że estońska scena jest trochę większa niż ta na Łotwie.

Jeśli chodzi o graczy, to zebrana dziesiątka prezentowała pełen przekrój magicowej społeczności. Trzech bardzo młodych bystrzaków, z których jeden zasilił draftującą ósemkę a pozostali dwaj robili tyle szumu co cała klasa z gimnazjum. Do tego paru studentów, dwóch pracujących w moim wieku i jeden gość, do którego nawet ja powinienem mówić „proszę pana”.

Część z nich gra tylko casualowo, część trochę poważniej, jest też jeden wielki fan Commandera, który z dumą prezentował mi swoje decki.

Draftowaliśmy M13. Jak już wiecie był to dla mnie pierwszy kontakt z edycją i znałem jedynie część kart zespoilowanych najwcześniej.

Streszczenie drafta:

P1 P1: Volcanic Geyser nad Rancorem – chwilę się zastanawiałem bo ostatni raz grałem Rancorem za czasów Urza’s Legacy, ale palenie za X na instancie jest bardziej uniwersalne i nawet jeśli wpycha mocno w kolor uznałem, że warto

P1 P2: Crimson Muckwader

P1 P3: Mogg Flunkies

Dalej wziąłem Bloodhunter Bat, następnie wszedłem w zielony w postaci Spiked Baloth i Timberpack Wolf. Czarny zupełnie nie szedł, więc zdecydowałem pozostać w RG.

P2 P1: Flames of the Firebrand

P2 P1: Sentinel Spider

W połowie drugiego boostera miałem kilka dobrych spaleń, 6-7 typów z CMC 4-5 oraz kilka 2 dropów. Zacząłem się zastanawiać czy są w M13 jakieś dobre stwory w slocie za 3 mana, bo do tej pory nie widziałem kompletnie nic w moich kolorach, poza suboptymalnym Reckless Brute. Postanowiłem zmienić trochę koncepcję i poszukać kilku ramp spelli, by szybciej wysypać się z grubasów, którzy wydawali się naprawdę solidni. Jeszcze w drugiej paczce znalazłem Arbor Elfa i Farseeka.

P3 P1: Garruk, Primal Hunter – siadło jak złoto!

P3 P2: Flames of the Firebrand – tu ciekawostka – mając w decku 2 sztuki tego słodkiego spalenia i dobierając go chyba z 8 razy nie udało mi się nigdy zabić nim więcej niż jednego stwora.

P3 P3: Flinthoof Boar – świnia sprawdziła się na 5+, z tej paczki obrócił też Farseek

Oto co ostatecznie udało mi się złożyć:

Nie był to najlepszy deck jaki kiedykolwiek wydraftowałem, ale bomba w postaci planeswalkera oraz duża liczba solidnych spaleń dawała nadzieje na dobry wynik. Ciekawą kartą wydał mi się Roaring Primadox, którego statystyki oraz synergia z comes into play efektami (u mnie jedynie dodatkowy draw z Elvish Visionary, oraz możliwość wykorzystania Reckless Brute w celach defensywnych) wydają się mieć spory potencjał w odpowiednio zbudowanym decku.

Round 1 vs Evgenij (mono B)

Game 1

Przeciwnik zaczął od Duty-Bound Dead, Knight of the Infamy i Tormented Soul, którego zabiłem Searing Spear. Dostałem Duressa, z którego, z pary Garruk, Volcanic Geyser do grobu spadł wędrowiec. Knight of the Infamy został naznaczony przez Mark of the Vampire, Evgenij odbił się o 4 w górę, ale chyba zapomniał, że mam na ręce Volcanic Geyser, który w mojej turze trafił rycerza. Dostawiłem paru grubasków przez których już nic się nie mogło przebić i rozpocząłem zwycięskie natarcie.

Game 2

Zatrzymałem 3x Forest, Farseek, Sentinel Spider, Primal Huntbeast i Spiked Baloth. W tej grze zrobiłem duży błąd, wyrzucając z Mind Rot obydwie kreatury o CMC 4 i zostawiając na ręce pająka, by przez cztery kolejne tury nie dobrać lądu. Tu chyba zmęczenie zrobiło swoje. Przeciwnik dostawiał kolejnych gości z exalted i moje życie szybko stopniało do 7. Jak zobaczyłem Xathrid Gorgon chciałem się już składać, ale Evgenii grał jakoś niezbyt agresywnie, a ja dobrałem Roaring Primadox, który mógł wracać co turę te z moich kreatur, które zostałyby zamienione w kamień. Gorgona dostała Mark of the Vampire i po ataku zostałem na 2HP… Na szczęście dobrałem Garruka, zrobiłem bestię, a w kolejnej turze dobrałem z niego 4 karty i dostawiłem w stół kolejnego grubaska z ręki. Elvish Visionary cofany na rękę przez Roaring Primadox zapewnił draw dwóch kart na turę. Dobrałem spalenia, by pozbyć się gorgony i wyszedłem z tej gry zwycięsko. Wydaje mi się, że gdyby przeciwnik zagrał optymalnie i napierał Gorgoną od samego początku nie miałbym szans wygrać. Chciał mnie chyba zabić dobierając i wstawiając na stół Bloodhunter Bat.

Match 2 vs Andres (WG)

Game 1

Przeciwnik był na play, zmulił do 5 i keepnął, jak się później dowiedziałem, five landera. U mnie T1: Arbor Elf , T2: Mogg Flunkies, T3: Reckless Brute – atak za 7, T4 – atak za 7, kolejny stwór w stół i przeciwnik się złożył.

Game 2

Tym razem Andres zmulił do 6. U mnie T2: Timberpack Wolf, T3: Flinthoof Boar z haste i atak za 5. U niego w T4 pojawił się Primal Huntbeast. Dostawiłem jego brata bliźniaka. Andres zagrał Healer of the Pride, którego natychmiast zabiłem za pomocą Flames of the Firebrand. Moja świnia dostała Pacifism, co niezmiernie mnie uradowało, gdyż na ręku już czekał Roaring Primadox. Po pozbyciu się pacyfizmu i wymianie Primal Hunbeastami miałem 4 karty więcej na ręku, więc postanowiłem napierać ile się da, dopuszczając do wymian karta za kartę, nawet jeśli raz czy dwa wymieniłem stwora za jego dopałkę. Kiedy wstawiłem Garruka w zasadzie było po grze. Andres zaczął wymieniać swoje Primal Huntbeast’y (które miał w decku co najmniej trzy) z bestiami przywołanymi przez Planeswalkera. Złożył się turę przed odpaleniem ultimate.

Match 3 vs Sander (RG aggro)

 

Game 1

Okazało się, że kolega draftował te same kolory co ja tyle, że z dużo lepszym skutkiem. Jego deck był szybszy i generował ciut lepszy card advantage. Zmuliłem do 6 na play i keepnałem raczej wolną rękę, nie będąc świadomym z czym będę walczył. Sander zaczął od Goblin Arsonist, potem wstawił Timberpack Wolf i w trzeciej dostawił mu towarzysza ze stada. Po mojej stronie był ten sam wilczek, ale bez żadnego wsparcia. Searing Spear zabił jednego wilka dopiero, gdy atakowali we dwóch po raz drugi. Dzięki temu mogłem zablokować swoim i tym oto sposobem całe stado odeszło do krainy wiecznych łowów. Lekki flood z mojej strony pozwalał przeciwnikowi wymieniać się stworami nie zwalniając ofensywy ani na chwilę. Na Silklash Spider musiałem zmarnować dwie karty i gdy ujrzałem Firewing Phoenix skończyły mi się odpowiedzi.

Game 2

Ta gra była dużo bardziej wyrównana. Napieraliśmy na siebie naprzemian eliminując removalem największe zagrożenia. Niestety znów dość szybko pojawił się Feniks, na którego narodziny z popiołów nie miałem dobrej odpowiedzi poza marnowaniem cennych spaleń. Podobnie jak w pierwszej grze przeciwnik wykorzystał go doskonale. Nie spieszył się z wracaniem go z grobu, efektywnie wykorzystywał wolną manę i mając pod kontrolą sytuację na stole powoli przechylał szalę zwycięstwa na swoją stronę. Mając więcej życia i podobną moc stworów na stole, nie chciał się ścigać, jakby wiedział, że mam na ręku Geyser, którym jeszcze jakimś cudem mógłbym go dopalić w sprzyjających okolicznościach. W mojej ostatniej turze doszliśmy do tego samego wniosku: Lava Axe wygrywał mi grę! Problem w tym, że nie miałem go na ręce, co więcej, nie mogłem go mieć bo nie ma go w M13… Pozostało pogratulować Sanderowi zwycięstwa i strzelić mu pamiątkową fotkę.

 


Skończyłem turniej na drugim miejscu z nagrodami w postaci 2 boosterów M13 oraz FNM promo Forbidden Alchemy. Największy fan Commandera wśród zgromadzonych, czyli Siergiej, koniecznie chciał się wymienić na Garruka, którym grałem. Musiałem dokładnie przejrzeć 4 klasery i 3 deckboxy z kartami, bo widziałem, że strasznie go potrzebuje i nie da mi wyjść, jeśli się jakoś nie wymienimy. Ostatecznie zgodziłem się zabrać do Polski Griselbranda, pozostawiając Garruka wśród estońskich lasów i bagien, na których się wychował.

Wróciliśmy do Polski bardzo zmęczeni, ale zadowoleni, że udało nam się przejechać zaplanowaną trasę i pełni niezapomnianych wrażeń. Talliński magic był bardzo fajnym przerywnikiem i świetną okazją do rozprostowania nóg przed kolejnymi etapami podróży.

 

 


Łukasz „Bieniu”  Bieniek – Przygodę z MTG rozpoczął za czasów 6th Edition. Odłożył karty na ponad 5 lat za czasów Kamigawy, by wrócić do grania wraz z nadejściem Scars of Mirrodin. Najwięcej gra limited, ale nie zaniedbuje standardu.

Na co dzień zajmuje się kontrolingiem w jednym z banków. Uwielbia podróże, a w szczególności dalekie wyprawy rowerowe. Jest wielbicielem kebabów, pizzy i żubrówki z sokiem jabłkowym.

 

 

Komentarze

Psychatog.pl

nie kopiuj : (