[Blog] Liga Gatecrash: Walcząc z własnym deckiem (turnieje 2-5)

Wiecie co to jest efekt motyla, prawda? Że niby machnięcie skrzydeł owada w jednym miejscu, może jakiś czas potem wywołać tornado po drugiej stronie globu. W przypadku relacji z ligi ten efekt chyba miał miejsce. Tak się składa, że tekst o ostatnim turnieju napisałem przed tym, który widzicie poniżej. Gdy oba już były gotowe, miały zostać opublikowane chronologicznie. Drobna pomyłka i jednak tekst z ostatniego turnieju został opublikowany jako pierwszy. Trudno, zdarza się. Nadrabiamy to teraz, publikując brakujący tekst. Jeśli ktoś chce czytać je chronologicznie, powinien to robić według następującej kolejności:

Wpis Pierwszy, Wpis Drugi (czyli ten który tu widzicie), Wpis Trzeci.

Ponoć wiara czyni cuda. Ja jednak, tak jak kapitan Malcolm Reynolds z serialu „Firefly”, nie liczę na pomoc z góry. Staram się sam rozwiązywać problemy. Mimo to Shepherd Book miał rację, w coś trzeba wierzyć – i to także wychodzi podczas gry w Magica. Tymczasem moje kolejne tygodnie Ligi to właśnie problemy z wiarą: w deck, w zwycięstwo, we własne umiejętności. To nie jedyna aluzja do kultowego dzieła Whedona w tym miejscu. Z każdym deckiem jest bowiem trochę jak z pilotowaniem statku. Mal w ostatniej scenie „Serenity” mówi do River:

„You can learn all the math in the 'verse but you take a boat in the air that you don’t love, she’ll shake you off just as sure as the turn of the worlds.”

I tak właśnie było w czasie pierwszego turnieju. Deck zachowywał się w moich rękach jak niekochany statek. Więcej walczyłem z nim, niż z przeciwnikami. Jakoś się nie polubiliśmy.

Tydzień II

Co zrobić w sytuacji, w której obiekt naszych westchnień odpowiada z obojętnością? Najłatwiej poszukać sobie innego. Zamieniłem więc talię WGR (spis w poprzednim wpisie)  na to, co sugerował Alien – bardziej solidne RUG. Nowy deck był poszerzony o karty, które doszły w pierwszym boosterze dokupowanym w ramach Ligi:

Hands of Binding, Greenside Watcher, Devour Flesh, Tin Street Market, Shambleshark, Primal Visitation, Riot Gear, Forced Adaptation, Keymaster Rogue, Horror of the Dim, Undercity Informer Vizkopa Confessor, Gruul Charm, Ooze Flux

Nie ma co ukrywać, paczka nie rzucała na kolana. Pod kątem RUG interesowało mnie tu parę kart: Hands of Binding (jedna z moich ulubionych kart), Keymaster Rogue, Shambleshark, Gruul Charm i Ooze „chciałbym mieć więcej evolve’ów” Flux. Greenside Watchera pomijam tu specjalnie, mimo że powinienem wymieniać go od razu. Kartę tę początkowo zignorowałem i dopiero argumentacja Ensena (że stwór z dwójką z przodu jest w mojej sytuacji niezły, a od czasu do czasu doda many) sprawiła, że zacząłem nim grać. Finalnie, Simicowy deck na drugim turnieju wyglądał w ten sposób:

Po pierwszym starciu z Ensenem i jego mocnym, bardziej „czystym” Simiciem oraz wspólnej analizie zestawu, postanowiłem dać szansę Orzhovie. Dość powiedzieć, że Ensen mnie w tej pierwszej, pozaturniejowej jeszcze, walce zmiażdżył. Pewnie powinienem się tym nie zrażać i zostać przy przygotowanej przed turniejem talii. Mimo to posłuchałem rady i zacząłem turniej z poniższym deckiem:

Delikatnie mówiąc, nie szło mi. W czasie kilku pierwszych rozdań byłem zalewany landami i kilka gier przegrałem głównie z tego powodu. Wyjąłem jednego Swampa, dołożyłem Hands of Binding i talia o dziwo (bo to nie były najmądrzejsze zmiany) zaczęła jakoś działać. Nie na tyle jednak, by był sens się dalej z nią męczyć. Jakoś w połowie turnieju wróciłem do RUG i dopiero wtedy zacząłem wygrywać. Po turnieju (i małych grach) mogłem sobie dodać 12 punktów. Niewiele, ale zawsze do przodu. Nadal miałem jednak dylemat czym grać i zagadkę, dlaczego Orzhova nie dawała rady.

Tę ostatnią kwestię powinien częściowo wyjaśnić poniższy – dość symptomatyczny – zapis jednej z testowych, domowych gier (moja Orzhova vs. mój RUG):

T1: Plains, Dutiful Thrull; OPP: Island, Cloudfin Raptor
T2: Swamp, atak Thrullem (20-19), Basilica Screecher; OPP: Simic Guildgate
T3: Dimir Guildgate, atak (20-17), Syndic of Tithes; OPP: Island, Simic Manipulator
T4: Plains, atak (20-13), Vizkopa Guildmage z dwoma extortami (22-11), OPP: Forest, Disciple of the Old Ways, Hands of Binding na Screechera i Cipher pod Raptora, a po ataku (21-11) na Syndic of Tithes
T5: Island – przeciwnik przejmuje mi Dutiful Thrulla – Basilica Guards z extortem (23-9), OPP: Island, Keymaster Rogue (wraca Disciple of the Old Ways), przejęcie Manipulatorem Screechera, atak Raptorem bez mojego bloku (21-9) i Hands of Binding w Syndyka
T6: Swamp, atak za 2 Guildmagem z użyciem obu umiejętności (23-5), OPP: Island, Disciple of the Old Ways, Greenside Watcher, przejęcie Vizkopa Guildmage’a, atak (17-5)
T7: brak zagrań u mnie, OPP: Mountain, Sapphire Drake, próba przejęcia Basilica Guards – w odpowiedzi poświęcam ich dzięki Devour Flesh z dwoma extortami (23-3) i atak
T8: Orzhova Keyrune z extortem, OPP: atak wszystkim i ginę

Nie będę tu oceniać czy zagrałem optymalnie, ani czy mój przeciwnik mógł lepiej pokierować rozgrywką. Może się dało, może nie – gra ta pokazuje jednak, jaki był problem czarno-białego decku. Bez odpowiedzi na Simic Manipulatora, mogłem jedynie przyglądać się jak przeciwnik przejmuje mi stół. Innymi słowy brak dobrego point-removalu. Dobieranie keyrune’a w ósmej turze też nie było najszczęśliwsze, co pokazuje kolejną rzecz – w decku było zbyt wiele słabych kart: takich, które mają znikomy wpływ na pole bitwy lub takich, które ledwie pozwalają zachować równowagę. W tym czasie u przeciwników pokazywały się albo gamebreakery, albo naprawdę mocne stwory. Nie powiem, że ta Orzhova sama w sobie była jakimś strasznie złym deckiem – była jednak gorsza od decków innych graczy i nawet mój własny Simic sobie z nią radził. Nie pozostawało więc nic innego, jak wybrać RUG.


Tydzień III

Na tym turnieju miałem się nie pojawiać. Chciałem jechać na Pyrkon i nie zahaczać wcześniej o Kraków. Na dodatek musiałem jeszcze odwiedzić Kielce, nie było mi więc za bardzo po drodze. Liga spodobała mi się jednak na tyle, że nie mogłem odpuścić. W efekcie na szybko, tuż przed turniejem kupowałem boostera, ale co się w nim znalazło! Sami popatrzcie:

Sage’s Row Denizen, Razortip Whip, Nav Squad Commandos, Drakewing Krasis, Crocanura, Madcap Skills, Shadow Alley Denizen, Syndic of Tithes, Purge the Profane, Cloudfin Raptor, Vizkopa Confessor, Gruul Charm, Voidwalk, Alms Beast

Pomijam w tym zestawieniu Madcap Skills, bo to trochę nie moje kolory (obecność tej karty i tak cieszy). Trafił mi się jednak kolejny Alms Beast i Syndic of Tithes. Do tego Vizkopa Confessor i Purge the Profane. Orzhov się cieszy. A Simic? Crocanura, Drakewing Krasis i Cloudfin Raptor to też nie byle co. Tu już nie można narzekać. Trzeba wsadzać karty do decku i wygrywać turnieje!

Tyle tylko, że łatwiej powiedzieć niż zrobić. Sam turniej zaczął się nawet dobrze wygraną z Jakubem „Randomem” Jemiołkiem. Przegrałem z nim jednak grę pozaturniejową. To i tak był postęp, bo w poprzednim tygodniu obie gry wtopiłem. Kolejną grę turniejową też mogłem zaliczyć na swoje konto. Miałem w niej sporo szczęścia, bo po drugiej stronie stołu zobaczyłem Domri Rade. Paweł Woźniak odkrywał z niego prawie same landy i po krótkiej chwili paniki jednak się tego planeswalkera pozbyłem (dzięki Deathcult Rogue). Ale i tak było gorąco. Później jednak szczęścia zabrakło – ani Ensen, ani Alien (bo na nich trafiłem wyżej w turnieju), nie pozwolili mi na zdobycie kolejnych punktów. Z Ensenem gra była dość jednostronna i szybka. Za to z gry z Alienem długo będę pamiętał jego Legion Loyalista z nałożonymi Madcap Skillsami w drugiej turze. Chwila, moment i już mnie nie było.

Po całym turnieju mogłem sobie dopisać ponownie 12 punktów. Miałem ich teraz w sumie 30 i okupowałem dziewiąte miejsce w lidze. Alien z kolei miał 66 punktów i znajdował się na pierwszym miejscu. Na wysoką pozycję w całym turnieju nie miałem więc raczej na co liczyć. Pozostawała mi gra dla przyjemności i zabawy – na szczęście do samego końca ligi, nie mogłem narzekać na brak obu elementów.

feat231b_almsbeast

Rysunek Dana Scotta do karty Alms Beast (Z artykułu na stronie Wizardów o stylu graficznym w Orzhovie: http://www.wizards.com/Magic/magazine/Article.aspx?x=mtg/daily/feature/231b)


Tydzień IV

Kolejny tydzień, kolejny booster. Wyklarowane w ciągu poprzednich tygodni dwie talie dostały parę ciekawych uzupełnień. Nadal brakowało czarnego lub białego removalu do Orzhovy oraz jakichś stricte Simicowych bomb (jak Zegana lub Biomancer). Evolve’a lub ewazji też by się więcej przydało, ale nie mogłem narzekać:

Way of the Thief, Spire Tracer, Syndic of Tithes, Hydroform, Ruination Wurm, Assault Griffin, Skyblinder Staff, Skinbrand Goblin, Gruul Guildgate, Last Thoughts, Murder Investigation, Agoraphobia, Experiment One, Diluvian Primordial

Z tego zestawu na wstępie odrzuciłem Spire Tracer, Hydroform, Ruination Wurm, Skyblinder Staff i Last Thoughts (chociaż Dimir zyskał kolejną zabawkę w postaci Way of the Thief). Nad pozostałymi kartami warto było się zastanowić. Przyjrzyjmy się im zaczynając od kart do Simica, a kończąc na Orzhovie:

Experiment One – Evolve + opcja na regenerację + pierwszoturowy drop – wszystko to sprawia, że z miejsca trafił do decku; co ważne podbija Evolve u Cloudfin Raptora i Simic Manipulatora. W lategame go dobrać niezbyt fajnie, ale podobnie jest z Greenside Watcherem, za którego go wsadziłem. Zrobiłem to bez większego żalu, bo i tak niezbyt często miał okazję do rampowania.

Diluvian Primordial – ma Flying, generuje CA (opcja na zagranie czaru z grobu przeciwnika) i ciałko 5/5, przez co Evolve powinien zawsze zatriggerować (tylko Rust Scarab i Adaptive Snapjaw mają 5 w statystykach w decku). Odstrasza jedynie koszt, ale plusów chyba jest więcej. Warto spróbować, pytanie tylko za co go wsadzić. Najsensowniejsze byłoby ucięcie karty za 5 many (w decku było odpowiednio: 4 karty za 1 mana, 8 za 2, 6 za 3, 2 za 4, 4 za 5 i 1 za 6). Ciężko się było na coś zdecydować. Może więc Deathcult Rogue? Zobaczymy czy to działa na turnieju.

Agoraphobia – tani koszt, możliwość przenoszenia między stworami mnie nęciły, ale w decku jest już 7 sztuk removalu lub sztuczek.  Znowu z czegoś trzeba by zrezygnować… Ostatecznie w decku karta ta nie wylądowała, choć logika podpowiadała: wywal Mugging i czerwony, zrób czyste UG (albo pozbądź się Spell Rupture).

Way of the Thief – w decku od teraz będą dwa guildgate’y: Simicowy i Gruulowy. Karta jednak nie bardzo mi pasowała – to aura, dość warunkowa i za 4 mana. Już prędzej warto by wsadzić Ooze Flux (no i jednak za mało guidlgate’ów, by to miało sens).

Skinbrand Goblin – dodatkowa karta do (jak to było na początku) WRG lub RGU. Póki co nic specjalnego, ale jeśli by się trafiła jakaś Gruulowa bomba może się przydać.

Syndic of Tithes – czwarty Syndic w decku? Nieźle, jeszcze żeby tak ze dwa Devour Flesh, po jednym dodatkowym Alms Beast, Gideonie i Basilica Screecherze lub Vizkopa Guildmage’u i deck zacznie wyglądać jak casualowa talia do T2. Oczywiście znalazło się dla niego miejsce.

Assault Griffin – mając Flying i 3 z przodu nie wydaje się wcale złą kritą. Zastąpił Orzhov Keyrune (choć wahałem się też z Crypt Ghastem, jeśliby ten drugi słabo się spisywał, a ilość trzecioturowych dropów okazała się za mała).

Murder Investigation – w połączeniu z podatnym na removal Alms Beast mógłby być ciekawą kombinacją. Ponadto powinien wielokrotnie striggerować Extorta dzięki niskiemu kosztowi. Gdybym tylko miał wtedy jeszcze jedną-dwie mocne kreatury z wysokim Powerem, może byłby sens grać ta kartą. Albo inaczej – chciałem tą kartą zagrać, bo jest zabawna. W praktyce jednak trudno byłoby trafić na warunki, w których okazałaby się naprawdę dobra.

Po poprawkach decki przybrały taką postać:

Podkreślę to po raz kolejny – w Orzhovie naprawdę mocno bolał mnie brak removalu. One Thousand Lashes, Grissly Spectacle, nawet kolejny Executioner’s Swing albo Devour Flesh byłyby o wiele lepszym nabytkim niż np. Assault Griffin. A gdyby się trafiło Angelic Edict lub Debtor’s Pulpit, to już w ogóle byłaby pełnia szczęścia. Niebieski wyleciał, choć Hands of Binding wraz z Dinrova Horror to nie są złe karty. Chciałem jednak postawić na dwukolorową stabilność i niski koszt (sufit zawieszony na 5 mana przy Confessorach). 16 lądów w tym kontekście wydaje się więc mieć już swoje uzasadnienie.

Jeśli chodzi o Simica, zwycięskiego składu się ponoć nie zmienia. Deck nadal był zbitkiem mniej lub bardziej przypadkowych czarów opartych na UG, ale nie zmieniał się on drastycznie. Czerwony kolor zostawiłem jako opcje sideboardowe, szczególnie w kontekście dwóch Gruul Charmów (lataki, szczególnie Firemane Avenger, narobiły mi poprzednio sporo kłopotu). Żeby było zabawnie, z sideboardu skorzystałem dopiero w szóstym tygodniu ligi. Wcześniej albo zapominałem, albo gry były zbyt szybko i chaotycznie rozgrywane.

Jedno mnie cieszyło – tym razem wreszcie miałem okazję przygotować się do turnieju. Boostera kupiłem kilka dni przed turniejem i był czas, żeby dobrze przemyśleć talię. Może gdybym z niego skorzystał, poszło by lepiej. A tak po pierwszej wygranej, wtopiłem każdą kolejną grę turniejową. Pozaturniejowe gry jednak udało mi się wygrać i w efekcie mogłem sobie dopisać 15 punktów. Cały czas trzymałem się Simica, po Orzhovę sięgając sporadycznie.

 


 Tydzień V

Kolejny turniej na wariackich papierach. Nie żeby to było jakieś wytłumaczenie. W końcu liczy się efekt, a nie intencje. Znowu do Krakowa jechałem naokoło, czyli przez Kielce. W mieście tym okazało się, że bus, którym miałem jechać, nie wyjedzie, bo za mało jest chętnych, a właściciel nie dał kierowcy na paliwo. Latałem więc jak głupi między dwoma dworcami (dla busów i autobusów), by sprawdzić, czym najlepiej dojechać. Miałem trochę szczęścia, ale i tak w Dragonusie pojawiłem się dopiero na 20 minut przed turniejem i nie bardzo już było kiedy przerabiać deck.

W paczce tym razem trafiły się takie karty:

Spire Tracer, Assault Griffin, Shattering Blow, Drakewing Krasis, Totally Lost, Skyblinder Staff, Orzhov Guildgate, Syndic of Tithes, Skinbrand Goblin, Last Thoughts, Experiment One, Agoraphobia, Murder Investigation, Wrecking Ogre

Wyciągnąłem z tego piątego już Syndica oraz Assault Griffina i wcisnąłem zamiast dwóch Vizkopa Confessorów. Lepiej mieć bowiem dwa tańsze stwory – jeden z extortem, drugi z flyingiem – niż kartę, która będzie zalegać na ręce lub nie zmieni za bardzo sytuacji na stole. Dodałem jeszcze Guildgate’a i miałem gotowy deck.

Do drugiej talii wsadziłem na szybko Experiment One oraz Totally Lost zamiast Diluvian Primordiala i Disciple of the Old Ways. Nawet niewiele myślałem, czy to ma sens. Wpadły, bo wydawało mi się, że obie karty bardziej mi się przydadzą. Teraz nie jestem pewien aż tak bardzo, czy to miało sens. Primordiale, nawet niebieski, są mocne, a i pytanie, czy nie lepiej było wyciągnąć Cloudfin Raptora zamiast Disciple’a. Kombinowałem również z Wrecking Ogrem, ale to nie był dobry kierunek.

MalcomReynoldsJak by nie było i tak grałem Orzhovą, a Simica spróbowałem tylko raz w pozaturniejowej grze z Riardinem. Skończyło się oczywiście na przegranej. Firemane Avenger, dobrze wymierzony removal oraz Act of Treason w odpowiednim momencie prędko uświadomiły mi, że Simiciem sobie nie powygrywam. Do tego doszedł mulligan i – jak zwykle – brak lądów w rozstrzygającej grze. Mimo wszystko Simic na tym etapie był gorszym wyborem.

Orzhova była bardziej powtarzalna i bardziej stabilna. Była też gorsza od decków przeciwników. Głównym problemem była mniejsza elastyczność, wszechstronność i siła decku oraz podatność na removal. Tracąc choćby jednego Syndyka, już byłem mocno w plecy. Wystawiając Dutiful Thrulla, nie zyskiwałem aż tak dużo jak przeciwnicy. Tylko raz udało mi się odpalić dzięki niemu wielokrotnie Extorta (na co liczyłem i dlatego był w decku tak długo), a kombinacja Gift of Orzhova + Dutiful Thrull rzadko okazywała się uniwersalnym blokerem. Tu mogę choćby wspomnieć o grze z Marcinem „Batsu” Świebodą, który zagrywając w mojego Thrulla Act of Treason podleczył się, odpalił batallion i przełamał moją obronę, a chwilę później doprowadził do wygranej.

W tym uwidocznia się kolejny problem – nie byłem w stanie utrzymać równowagi w stole. Przykładowo, gdy wystawiałem kolejnego Syndyka, u przeciwnika pojawiał się Firemane Avenger (jak z Riardinem), Frontline Medic (z Batsu), albo taka ilość stworów, że musiałbym mieć Merciless Eviction, by mieć szanse na wygraną (z Ensenem). Gideon też zazwyczaj nie pomagał – siadał albo zbyt późno (tak było z Batsu i Riardinem – słusznie atakowali mnie, zamiast PW, bo i tak byłem na lethalu), albo szybko schodził (bo opp miał stwory z ewazją i np. atakował w powietrzu, a ja nie miałem się nawet czym wymieniać). Pół biedy, jeśli przeciwnik nie miał na początku removalu. Wtedy jeszcze byłem w stanie rozbudowywać stół, ale jeśli spadał pierwszy Syndyk z Mugginga, a potem kolejny, to nawet z Extortów nie miałem jak się odradzać.

Muszę jednak przyznać, że Extort to fajna mechanika – kilka razy kupiła mi parę tur, choćby z Batsu czy z Randomem, gdy co tura dostawałem po 4 punkty życia za czar. Brakowało jednak właśnie takiego np. Frontline Medica, a Alms Beasty jeszcze zbyt łatwo były ogrywane przez przeciwników. Zazwyczaj nie wychodziłem na nich najlepiej i nie miałem do nich zaufania. Nie miałem również odpowiedzi na karty, które same wygrywały grę – na przykładzie z gry: na stole pojawiła się Aurelia w szóstej turze (gra z Riardinem) i 10 obrażeń w dwóch atakach skończyło imprezę. Albo Molten Primordial Randoma w teoretycznie bezpiecznej dla mnie  sytuacji. I to wciąż był spory kłopot.

W piątym tygodniu turnieju wygrywałem więc tylko wtedy, gdy sam przejmowałem inicjatywę już na początku i nie wypuszczałem jej do końca; gdy przeciwnik miał kłopoty z maną (flood/screw) lub gdy trafił mi się na początkowej ręce removal w co najmniej dwóch sztukach (dwa Devour Flesh z Łukaszem „Fargornem” Ledwożywem). Po turnieju miałem więc tylko 54 punkty (zaledwie 9 punktów do przodu) i ósmą pozycję na liście. Dla porównania Alien na pierwszym miejscu miał ich 108. Zostawał jeden turniej i mglista szansa na to, że cokolwiek się będzie dało jeszcze ugrać (brakowało mi siedmiu punktów, by wskoczyć na szóste miejsce). Ale o tym jak się cała liga skończyła, napiszę już następnym razem.

Komentarze

Psychatog.pl

nie kopiuj : (