Magicowe pocztówki z wakacji, część 2

Studenckie wakacje w sumie też już za nami, wraz z październikiem pojawiło się w Warszawie sporo nowych i zagubionych twarzy. Tylu małych, słodkich studentów biega po mieście, poznaje Warszawę i gubi się w natłoku wrażeń. To chyba dobry moment, abym wysłał zaległe pocztówki z wakacji.

Dziś wspomnę o naukowej wycieczce do Niemiec, zabawie z Intro Packami M14 i planach na najbliższy semestr. Sporo się zebrało i jak zawsze, nie mam kiedy o tym napisać. ;p

Pocztówki z wakacji 2

 

Magic 2014 – niby o Intro Packach i Deck Buildersie, ale z dygresją

Z tym tematem obudziłem się bardzo późno. Premiera nowego Core Setu, Magic 2014, odbyła się w drugiej połowie lipca. Od tego czasu mieliśmy szaleństwo limited tego dodatku. Było ono jeszcze podsycane GP w Pradze, gdzie rozgrywane były sealedy i drafty właśnie M14. Poza tym szła rotacja i trzeba było zebrać zamienniki dla kart wypadających wraz ze starym królem, czyli M13.

Szczerze przyznam, że nie miałem kiedy nawet wspomnieć o Intro Packach i Deckbuilder’s Kit, które przeszły przez moje ręce. Otworzyłem, przejrzałem, sprawdziłem co tam jest, i zapomniałem. W międzyczasie do obiegu wszedł genialny Theros i tak jakoś wyszło. Jednak przyszło mi wspominać, wypełniać pocztówki z wakacji, więc dla przyzwoitości wracam do tematu.

Mała dygresja – Wizardzi wszędzie, gdzie się da, wpychają teraz planeswalkerów, którzy mają godnie zastąpić poprzednie ikony Magica, którymi byli prosi. WotC budowało kult zwycięzców, wydało dwie serie tokenów z profilami najlepszych graczy na świecie, sporo o nich pisali, pompowali w promocję dobrego wizerunku Pro Tourów. Ta polityka chyba nie sprawdzała się najlepiej pod kątem sprzedaży; środowisko się polaryzowało, wypłynęła grupka graczy świetnych, walczących o kasę. Nowi gracze czuli chyba dużą presję i bali się podejmować wyzwanie. Zostawili pole do popisu grupce prosów, którzy sami z siebie za wiele nie dokładali do puli producenta kart. A skoro casuale i nowi gracze się wycofywali lub czuli awersję do poważnej gry, to także oni zostawiali mniej zielonej many w skarbcu. Wizardzi zaczęli obniżać poziom trudności i rywalizacji w Magicu, zaczęli promować grę for fun, za małe pieniądze i o małe nagrody. Prosi musieli odejść w cień, a zastąpili ich planeswalkerzy, którzy podbijają serca mrocznej, new gothic młodzieży. Dziewczyny są teraz potężnymi Lilianami i Chandrami, chłopcy mogą mącić w mózgach jako Jace’owie, walczyć jak Garruki czy Ajani. O tych wszystkich zabiegach pisałem, trochę się frustrowałem, jako magicowy pols (taki polski pros, czyli ktoś kto zarabia na Magicu, ale jednak w wersji polskiej, czyli gorszej na tle całego świata) miałem swoje powody. W końcu się temu poddałem i widzę coraz więcej plusów Wizardowych intryg. Turnieje prereleasowe i Grand Prix biją coraz większe rekordy frekwencji, sprzedaż rośnie jak szalona. W sumie to dobrze dla każdego. Może już nie pogram na Mistrzostwach Europy, nie wejdę z rankingu do Mistrzostw Świata, ale Magic: the Gathering szybko nie upadnie. Na zakończenie dygresji powróżę jeszcze, że kolejnymi idolami, na bazie których Wizardzi zbudują kult, będą cosplayerzy. Tak strzelam, że to na nich będą stawiać marketingowcy, bo 'cosowcy’ są istotą, esencją casualu. Są fanatykami skłonnymi płacić sporo za gadżety, targetem, który kupi wszystko, co związane z grą. W odróżnieniu od prosów, którzy zrobią wszystko, aby nie płacić i wyjść na grze z zarobkiem.

Wracając do produktów związanych z Magic 2014 – w wakacje miałem okazję się nimi pobawić. Starym wyjadaczom pewnie nic nowego nie powiem, ale może trafi się jakiś młodzian, świeżak albo głodny informacji fanatyk i coś z tego wyciągnie. Jak już wspomniałem, wszędzie promowani są planeswalkerzy. Introsy są zbudowane dookoła nich. Ajani, Jace, Liliana, Chandra i Garruk to osoby przewodnie w pięciu dostępnych Intro Packach. W zestawie jest jeden booster danego koloru o znanych kartach, których spisy można obejrzeć na oficjalnej stronie Wizardów – tutaj. Do takiego preconstructeda dorzucane są dwa zupełnie losowe boosterki z M14. Z tej trójki za dużo się nie złoży. Starczy to może na jedną, dwukolorową talię, ale nie polecam nią grać nawet na FNM-ach. Do zabawy we dwoje polecam jakiekolwiek dwa Introsy. Ja trochę wykorzystuje je do gry z narzeczoną, może kiedyś ją w ten sposób nauczę Magica. ;p Osobom początkującym w MtG wystarczą na kilka godzin zabawy, a każdy nowy booster może odświeżać grę, w sam raz na zimowy wieczór. Są tam skrócone instrukcje jak grać i budować talie, co starczy na początek. Nowym graczom polecam nasz dział „Jak zacząć„, gdzie znajdą więcej szczegółów, a także niedawno opublikowane tłumaczenie kart z Magic 2014.

Magic 2014 jest ciekawym fundamentem pod budowę talii z Therosem. Jest tam sporo kart kombiących się z enchantmentami, a te znowu są bardzo mocno wykorzystywane w Therosie. Jeszcze metagame standardu się nie wykrystalizował na dobre, jest to okazja żeby pokombinować z własnymi konstrukcjami, gdzie enchantmenty mogą odegrać główne role. Warto wspomnieć, że wypadł masowy removal na enchantmenty, czyli Paraselene oraz podwójny removal, czyli Ray of Revelation. Taki Intros z Deckbuilder’s Kitem i kilkoma boosterkami Therosa, dają już sporo opcji do zabawy. Oczywiście do zbudowania turniejowej talii w constructed polecam uzupełnić konstrukcję kompletami jakiś tanich kart. Aha, zawartość Deckbuilder’s Kita można poznać np. na Wiki Mtgsalvation. Jest tam 285 kart z najnowszego Core Setu + cztery booster packi z kilku dodatków, jakie pojawiały się w ciągu ostatnich lat: Return to Ravnica, Gatecrash i Dragon’s Maze.

 

Planeswalking across Kaiserslautern

W lipcu moja Politechnikańska Akademia wysłała mnie na misję, do pobliskiego planu – Dżermany! Planeswalkowałem do Kaiserslautern, które kojarzyłem jedynie z drużyna piłkarską, a sama nazwa miasta – finezyjna jak każda inna w języku niemieckim – w mojej głowie lądowała w jednym worku z: RAMMSTEIN, ISZLIBEDISZ, ENSZULDIBUM, KAINEGRENZEN itd.

Spoiler

Kaiserslautern – miasto na prawach powiatu w południowo zachodnich Niemczech, w kraju związkowym Nadrenia-Palatynat, siedziba powiatu Kaiserslautern oraz gminy związkowej Kaiserslautern-Süd.

Miasto leży mniej więcej w połowie drogi między Mannheim a Saarbrücken, na północno zachodnich obrzeżach Lasu Palatynackiego. Miasto liczy ponad 99 tys. mieszkańców i jest jednym z większych miast Palatynatu.

Zostałem wyjątkowo mile zaskoczony gościnnością, instrukcjami w języku angielskim i cudownymi widokami poza miastem. Zresztą samo miasto okazało się bardzo klimatyczne. Poza tym jest pełne symboli związanych z drużyną piłkarską, o której przed chwilą wspomniałem; posiada sklepy dla fanów, pomniki, tabliczki pamiątkowe itd. Jeśli kogoś interesują najważniejsze dokonania piłkarzy z FC Kaiserslautern, to polecam rozwinąć poniższy spoiler:

Spoiler

Mistrzostwo Niemiec: 1951, 1953, 1991, 1998

Puchar Niemiec: 1990, 1996

Wicemistrzostwo Niemiec: 1948, 1954, 1955, 1994

Finalista Pucharu Niemiec: 1961, 1972, 1976, 1981, 2003

Superpuchar Niemiec: 1991

Ćwierćfinał Ligi Mistrzów: 1999

Półfinał Pucharu UEFA: 1982, 2001

Dobra, a jaki był cel mojej wyprawy? Miałem nieść kaganek oświaty na kongres stereologiczny, a prawda była taka, że kaganek oświaty już tam na dobre płonął rozświetlając mój ciemny umysł. Jak pewnie zdążyliście się zorientować, jestem doktorantem na Inżynierii Materiałowej Politechniki Warszawskiej, taki bardzo sympatyczny kierunek, gdzie badamy, projektujemy i aplikujemy do rożnych zastosowań materiały. Przyszło mi pracować między innymi na japońskim mikroskopie sił atomowych. Opis działania wrzucam poniżej dla ciekawskich.

Mikroskop sił atomowych (ang. atomic force microscope, AFM) to rodzaj mikroskopu ze skanującą sondą (ang. scanning probe microscope, SPM). Umożliwia uzyskanie obrazu powierzchni z rozdzielczością atomową. Bardzo mała igła porusza się nad próbką, opukuje ją albo się po niej ślizga, a jej położenie zapisuje komputer. Latając tak linia po linii, na wybranej powierzchni, tak jak to robi igła gramofonowa, sczytywana jest topografia materiału i wszystko prezentowane jest jak trójwymiarowa mapa.

afm tapping animacjaBardzo małe przesunięcia igły są możliwe, dzięki zastosowaniu materiałów piezoelektrycznych, czyli takich, które odkształcają się pod wpływem prądu. Dokładany jest bardzo mały prąd i element trzymający igłę przesuwa się np. o długość 10 nanometrów. Tu warto dodać trochę historii z Wikipedii:

„Mikroskop STM został po raz pierwszy skonstruowany przez Gerda Binniga oraz Heinricha Rohrera. Obaj naukowcy pod koniec 1978 roku rozpoczęli badania procesów wzrostu, struktury i własności elektrycznych bardzo cienkich warstw tlenków. Aby móc kontynuować badania w tej dziedzinie potrzebne było urządzenie dające możliwość obserwacji powierzchni w skali ułamków nanometra. Ponieważ do tej pory nie było przyrządów, które by to umożliwiały, Binnig i Rohrer, w 1982 roku skonstruowali swój własny przyrząd – skaningowy mikroskop tunelowy. Obaj naukowcy dokonali swojego wynalazku w Szwajcarii, podczas prac w laboratoriach firmy IBM, mieszczących się w Zurychu, za co w roku 1986 otrzymali Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki. W tym samym roku G. Binning, C.F Quate i Ch. Gerber skonstruowali mikroskop sił atomowych (AFM od ang. Atomic Force Microscope”

Na koniec jeszcze godnym wspomnienia, że zjawisko piezoelektryczne odkryli Piotr i Jakub Curie, z czego ten pierwszy był mężem naszej Marii Skłodowskiej-Curie. Oczywiście jest sporo wariacji w tej metodzie, można badać różne właściwości powierzchni, kombinować z igłami, stolikami, sondami do skanowania, ale rozwinięcie tematu może już totalnie zanudzić, więc na tym kończę dygresję.

Stereologia jest dyscypliną naukową pomagającą analizować trójwymiarowe struktury obiektów na podstawie ich dwuwymiarowych próbek, będących często obrazami pochodzącymi z mikroskopów lub tomografów. Pojechałem, więc na konferencję opowiadać o analizowaniu obrazów, które uzyskałem za pomocą mikroskopu AFM. Miałem trochę stracha, bo była to moja pierwsza duża prezentacja po angielsku, a przy okazji wśród publiczności zasiadało sporo specjalistów, praktycznie z całego świata. Na szczęście poszło mi dość gładko, dostałem brawa, trzy pytania i po bólu. Nawet czułem się lekko rozczarowany, że tak ławo poszło. W końcu cały tydzień siedziałem nad książkami i rozpatrywałem najdziwniejsze scenariusze pytań i zarzutów, czy na pewno dobrze prowadziłem badania. Wyszło, że dobrze, gratuluję, panie Ober.

Osobom nieobytym na konferencjach naukowych należy się tu mały opis jak takie cuda wyglądają. Jest sporo formalności, aby w ogóle pojechać, zabawy z pisaniem i składaniem abstraktów, aby nas w ogóle przyjęli, szukaniem hotelu, transportu itp. W efekcie lecimy na kilka dni, słuchamy miksu ciekawych i nudnych wykładów (oczywiście nudnych tylko dlatego, że temat może zupełnie nie dotyczyć naszych badań, nawet nie myślcie, że może być inny powód), a swoją prezentację opowiadamy w 10-20 minut. Na takiej konferencji, oczywiście poza możliwością zaprezentowania swoich wyników, ich publikacji, dostajemy w ramach nagrody również doświadczenie, wiedzę i ekologiczną torbę pełną gadżetów z logiem organizatora. Największą atrakcją są zawsze przerwy kawowe, wspólne zdjęcie, uroczysta kolacja i wycieczka. Czasem można się załapać na zwiedzanie laboratoriów.

Wycieczka Doliną Renu

Tak jak opis jedzenia i kawy mogę sobie darować, tak już wycieczką muszę lekko przylansować. Zostaliśmy zabrani do Doliny Renu, która należy do dziedzictwa Unesco. Nie tylko jest fajna, pełna widoczków na góry i usiana roślinkami, to jeszcze po obu brzegach naszej trasy co chwilę można było oglądać jakiś zamek i leżącą u jego stóp wioskę. Cudowna sprawa, zwłaszcza dla takiego fantasy-oriented nerda jakim jestem.

Zanim zaczęliśmy wyprawę statkiem, jakiś profesor zapytał, co to za brzydki pomnik stoi po drugiej stronie rzeki. Bardzo szybko ktoś mu odpowiedział: „It’s not ugly, it’s German” : ) Rozbawiło nas to do łez, ale muszę przyznać, że Niemcy nie są wcale brzydkie, może tylko język przyprawiać o gęsią skórkę.

Podczas rejsu podziwiałem sobie widoczki, ale też pogadałem z przyjezdnymi. Poznałem ludzi między innymi z Francji, Czech i Iranu. Do tej pory myślałem, że Iran jest całkowicie zamkniętym krajem, totalitarnym do granic, inwigilującym i nie dającym żyć. Pewnie podobnie myślał świat o Polsce jakieś 30-40 lat temu. Z czeskim doktorantem od razu poruszyłem temat Magica, bo zbliżało się Grand Prix w Pradze. Co ciekawe, był on jedyną osobą, z którą pogadałem o naszej karciance i zabawnie wyszło, że oczywiście ją zna i grał kilka lat temu. Po przedstawieniu mu ostatnich zmian w zasadach i rulingów do Planeswalkerów, daję słowo, gościowi zakręciła się łezka w oku. Jestem pewny, że gra właśnie w jakimś pubie z kolegami przy czeskim piwie.

Spoiler

„Ren to jedna z najdłuższych rzek w Europie, licząca 1233 km, w tym 865 km w Niemczech. Wypływa z Alp Szwajcarskich (gdzie ma swoje źródło), przez Jezioro Bodeńskie, dalej na północ tworząc granicę między Francją a Niemcami. Uchodzi poprzez Deltę Renu i Mozy do Morza Północnego na zachód od Rotterdamu w Holandii. Jedną z największych atrakcji turystycznych nad Renem jest Dolina środkowego Renu z jej średniowiecznymi zamkami.”

Magic w Kaiserslautern

kaiserslautern mtgJak już wspomniałem o Magicu, to muszę ze wstydem przyznać, że nie wysiliłem się na znalezienie jego śladów w Kaiserslautern. W Japonii eksplorowałem Mtg do granic, nawet podczas godzinnego wypadu do Szwecji trafiłem na karty w jakimś sklepiku. Tym razem dałem ciała. Za bardzo byłem zaabsorbowany prezentacją i pewnie ze stresu zapomniałem.

Dopiero po powrocie do Warszawy przeszukałem Events & Store Locatora i wyszło, że jakieś sklepiki tam są, jeden był nawet bardzo blisko mojego hotelu. Jego lokację pokazuje jedynka na mapce po prawej. Jak klikniecie, to się powiększy.

Jako zadośćuczynienie sprzedam Wam anegdotkę ze wspomnianego hotelu. Przybytek był po prostu kamienicą lekko dostosowaną do wynajmu pokoi z recepcją przy wejściu. Drugiego dnia pobytu, wróciłem wieczorem z konferencji i zastałem mój pokój otwarty na oścież. W pierwszej chwili się przeraziłem, pomyślałem, że wpadli tam złodzieje, śledzili mnie od Frankfurtu (gdzie miałem przesiadkę) i zaczaili na mój ekstremalnie drogi bagaż, wart jakieś 20 zł na wagę w ciucholandzie. Jednak szybko mi przeszło: „przecież nie jestem w Polsce”. Okazało się, że sprzątaczka zapomniała zamknąć, a na szczęście na moim piętrze mieszkali sami naukowcy z konferencji. Jak opowiedziałem o tym sąsiadce z piętra, to przyznała, że widziała wtedy otwarty pokój i myślała, że mieszka tam jakiś ekshibicjonista. W sumie nikt tam nie wszedł.

Zamykając temat konferencji muszę z pokorą przyznać, że bardzo dużo się nauczyłem, a turystycznie Kaiserslautern i okolice bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Auf Wiedersehen zee Germans!

 

Nowy rok szkolny

To były chyba wszystkie pocztówki z wakacji. Teraz szybkie pakowanie i… za kilka dni, lecę znowu do Japonii! Tym razem na dwa miesiące, dokończyć badania do projektu. Także szykuje się jeszcze jeden Planeswalking across Japan : )

Zaraz po przyjeździe, 14 października, chcę zagrać PTQ w Tokio. To będzie poniedziałek, ale w Japonii akurat odbywa się wtedy święto narodowe, co wykorzystują Magicowcy. Potem będzie kolejne PTQ w Chibie – oba są w bardzo fajnym limited Theros. Ponadto liczę, że uda mi się zaliczyć występ na Grand Prix Kyoto. Akurat będzie tam najdziwniejszy dla mnie format – team limited trios, rozgrywany również Therosem. Wszystko po japońsku, mój team będzie się składał z dwóch Japończyków. Sounds like fun!

Potem powrót do kraju, święta, Sylwester i zaraz znowu dwa europejskie GP; powtórka z Pragi i z Warszawy. Do tego oczywiście sezonowe Psychatogi, na część z nich chcę się wybrać. Zagrałem już na Togach w Toruniu i muszę przyznać, że świetnie się bawiłem. Planowałem tylko robić relację na miejscu, ale jakoś tak zabawnie wyszło, że zagrałem i nawet doszedłem do płatnych miejsc. W sumie warto wspomnieć, że z każdym Sezonowym Psychatogiem rośnie pula pieniędzy dodanych do nagród Megatoga, obecnie jest to ponad 400 zł a do rocznego turnieju jeszcze sporo się zwiększy. Warto wpaść na nasze Sezonowe i ugrać trochę bajów na Megatoga, bo będzie to jedna z lepszych imprez magicowych w kraju, a na pewno bardzo opłacalna.

Pozdrawiam,

– Ober

P.S. – kilka tygodni temu latał po mediach całkiem ciekawy news, o japońskim magicowcu, któremu zrabowano portfel i telefon po Grand Prix Kitakyushu. Żeby nie robić nikomu problemów, po utracie swoich dóbr, wybrał się do domu pieszo jakieś 1400 km. W jedenaście dni! To się nazywa grzeczność i determinacja. Pewnie utargował jakiegoś taniego Black Lotusa i wolał go spokojnie donieść do domu ;p

Kitakyushu - Sendai, mtg

Komentarze

Psychatog.pl

nie kopiuj : (