Grzegorz Jezierski – wywiad

Ostatnimi czasy sporo dobrego dzieje się w polskim M:tG – Wizards of the Coast, jak bozia przykazała, zabrali Grand Prix Niemcom i dali je nam. Polacy są coraz bardziej widoczni na międzynarodowych turniejach, a turnieje na naszym lokalnym podwórku biją rekordy popularności. Nic tylko się cieszyć i trzymać kciuki, by wszystko dalej szło tym torem. Korzystając z tego, że nie tak dawno miała miejsce ósma edycja Baazar of Moxen (BoM), podczas której nasi rodacy również bardzo dobrze się zaprezentowali – Alan Andrzejewski i Grzegorz Jezierski zakończyli w Top 8 odpowiednio Moderna i Legacy – udało nam się namówić Grześka na to, by uchylił rąbka tajemnicy dotyczącej przygotowań, wyjazdu i wrażeń po wizycie w Paryżu.

Poniżej mamy dla was krótki wywiad, który będzie pełnił funkcję wprowadzenia do artykułu Grzegorza, który zgodnie z jego obietnicą ukaże się niebawem.

-x-

Łukasz Wisz: Cześć, Grzesiu! Fajnie, że udało nam się w końcu spotkać.

Grzegorz Jezierski: Również się cieszę z tego powodu!

Grzegorz Jezierski zenZnamy się już trochę, mieliśmy okazję grać ze sobą wiele razy, ale nie każdy wie kim jesteś. Może tytułem wprowadzenia opowiesz coś o sobie?

Chętnie. Zatem tytułem wstępu i informacji dla ludzi: nazywam się Grzegorz Jezierski, obecnie jestem tłumaczem. Skończyłem anglistykę na Uniwersytecie Warszawskim, swoją drogą było to bardzo fajne doświadczenie. Może kiedyś będę muzykiem. Jestem varsavianistą i również może kiedyś zostanę przewodnikiem po Warszawie. Bardzo bym chciał, ale nie bardzo mam na to czas – praca pochłania go bardzo dużo.

Jak zaczęła się twoja przygoda z M:tG?

Nie pamiętam jak, ale pamiętam kiedy – grać zacząłem w szóstej klasie podstawówki, natomiast własne karty mam mniej więcej od gimnazjum. Granie wtedy nie było łatwe, bo będąc tak młodym mało kto może sobie pozwolić na tak drogie hobby jak M:tG. Problem ten ciągnął się za mną do ukończenia studiów, bo do tego momentu nie pracowałem.

Znam ten problem, ale mimo to było cię widać na wielu turniejach z całkiem dobrymi wynikami, Top 1 Mistrzostw Łodzi w 2012, Top 8 ostatnich Mistrzostw Polski i do tego jeszcze sporo zwycięstw w lokalnych turniejach, o których należy pamiętać, bo nie w każdym mieście gra się Pre na ponad 150 0sób.

Masz rację, grywałem, a fakt, że hobby pozwala mi wyjść na zero, był świetnym bodźcem do tego, by starać się wygrywać i kupować nowe karty. Teraz wygląda to trochę inaczej – mam pracę, jestem stabilny i niezależny finansowo, więc mogę sobie pozwolić na trochę więcej, w tym na wyjazdy.

Skoro przy tym jesteśmy: skąd pomysł na wyjazd? Planowałeś to od dłuższego czasu czy po prostu stwierdziłeś: „mam nadmiar gotówki, wolny weekend – Paryżu nadchodzę!”?

Trochę tego i trochę tego. Chciałem jechać już od dawna, ale zawsze coś stawało mi na drodze – praca, czas, a raczej jego brak, pieniądze, sprawy prywatne, czasem chciało się powiedzieć „jak nie urok, to sraczka”. Poza tym grać z dobrymi graczami na lokalnych turniejach to coś zupełnie innego niż pojechać na turniej, którego renoma mówi sama za siebie.

Dodam również, że w ubiegłym roku byłem bliski wyjazdu, ale do ostatniej chwili nie byłem pewny, czy mi się to uda, dlatego też grając finał BoM Triala w Strefie MTG z Maćkiem Bergerem poddałem mu, bo on jechał na pewno.

Ale w końcu się udało, prawda?

Prawda. Trochę wody upłynęło, ale w końcu się udało. Cieszę się, że udało mi się dogadać z innymi lokalnymi graczami. Ogólnie rzecz biorąc, jestem, delikatnie mówiąc, dość średni w organizacji tego typu wyjazdów. Poza tym lepiej jest mieć ze sobą kogoś, kto może zapewnić jakieś wsparcie, a dodatkowo jest twoim rodakiem.

Masz rację, ale to przecież wiemy, że takie wyjazdy ograniczają się do przekręcania kartonów niemal przez cały dzień, powrocie do hotelu czy innego miejsca zakwaterowania, wypicia piwa, zjedzenia kolacji i pójściu spać, bo człowiek jest zbyt zmęczony na cokolwiek innego. Chyba że planujesz rozkład turnieju w moim stylu, tj. 1-3 zwiedzam.

Niby tak, ale polecieliśmy wcześniej, by we czwartek trochę zwiedzić. Udało nam się dotrzeć do kilku fajnych miejsc, mimo że region, w którym byliśmy, w zasadzie nie ma żadnej historii. Część z nas chciała zwiedzać w piątek, część poszła handlować, a ja poszedłem grać, bo zwiedzałem w czwartek (śmiech). Razem ze mną grali: Cyryl, Pasek i Fidzio, który poszedł 7-0 podczas jednego z triali. Fun fact: Przed turniejem powiedział nam, że brakuje mu FBB Underground Sea, które sobie wygrał – fajnie, że tak się ułożyło.

Długo przygotowywaliście się do wyjazdu? Testowaliście pod kątem tego konkretnego turnieju?

G: Do triali nie, bo nie było na to czasu, przynajmniej ja go nie miałem. Do samego BoM-a tak, razem z ekipą z Legacy Mobilizacji. Na deck, którym grałem, zdecydowałem się dość późno, ale wiedziałem, że na pewno nie zagram ani Delverem, ani Miraclami.

Czemu odrzuciłeś te decki? Nie gram Legacy, ale z tego, co czytam i widzę podczas transmisji z turniejów, te decki zdają się mieć bardzo dobrą pozycję w metagame.

Grzegorz Jezierski na WMCQPo prostu nie podobają mi się te archetypy. Masz rację, Tempo Delver wielokrotnie udowodnił, że jest deckiem Tier 1, bardzo dobrym deckiem, ale nie zagram nim nigdy dla zasady. Podobnie Miracles. Wiesz, gdybyś mi powiedział, że zacząłeś grać Legacy, postawiłbym wszystkie pieniądze na to, że na turniej przyjdziesz z UWx Miraclami (śmiech).

Poza tym, jak sam doskonale wiesz, to są długie turnieje i na takich eventach nie możesz się męczyć. Chcesz, aby twoje gry były w miarę dynamiczne, ale nie za długie, abyś mógł odpocząć. Te 10-15 minut wytchnienia między rundami, aby coś przegryźć lub czegoś się napić, są bardzo istotne, jeśli grasz takich rund 8 lub więcej dziennie. Miracles są trudnym i męczącym deckiem, Storm w sumie też, ale nie terminuje tak często, a to bardzo ważne.

Czemu ANT?

Nie chciałem brać decku, który ma słabo z MiraclamiSporo czasu poświęciłem na research i analizę metagame z poprzednich turniejów. Dzięki temu zauważyłem, że znakomita większość wygrywających lub robiących dobre wyniki talii to były combo. W związku z czym wniosek był prosty: albo jesteś combo, albo próbujesz sobie z nim poradzić.

Jakiego metagame się spodziewałeś?

Mniej więcej takiego:

  1. Sneak & Show
  2. ANT
  3. Death and Taxes, bo mają dobrze z combo
  4. UWx Miracles
  5. Delver based decki, bo mają 50 na 50 ze wszystkim
  6. Painter/Grindstone combo

Nie chciałeś grać merfolkami? True-Name Nemesis na papierze wydaje się być całkiem dobry.

Cyryl testował ten deck i mówił, że są spoko. Testowaliśmy trochę, ale okazało się, że True-Name Nemesis nie jest aż tak dobry, jak mogłoby się wydawać. Ogólnie nie chciałem grać merfolkami – jeśli już, to wolałbym elfy. Też jest pod górę z Miraclami, ale możesz się skręcić i wygrać, jednak mimo wszystko spora część gier wygląda tak, że dostajesz Sensei’s Divining Top w Counterbalance i nie możesz wygrać, co bardzo źle wpływa na twoje nastawienie. Podminowuje cię, przez co tracisz trzeźwość oceny sytuacji i sam sobie utrudniasz sprawę. To też jest bardzo ważne i należy na to zwracać uwagę.

Nie wspominałeś o Affinity, nie brałeś go pod uwagę?

Nie, po prostu zapomniałem go wymienić (śmiech). Affinity może być zawsze i prawie zawsze jest, ale specjalnie się tym nie przejmowałem, bo mam w side Meltdown na MUD-a, którego też nie traktuję jako wroga publicznego, bo gry zazwyczaj wygrywam bez historii. Siadamy, ja się skręcam, przeciwnik patrzy i tak w kółko.

Maverick?

Jakieś zawsze się przewijają, bo mają dobre karty do dyspozycji, ale ja mam Toxic Deluge. Podobnie jak Affinity – zawsze się jakieś przewijają, ale ostatnimi czasy bez efektów specjalnych.

Gobliny?

Nie rozważałem, bo od dość dawna nie widziałem żadnych. Podczas turnieju też nie widziałem, ani na trialach, ani podczas main eventu.

Shardless BUG? Deck wydaje się być dobry, bo potrafi wygenerować chore card advantage i jeszcze dostał True-Name Nemesis.

Przyznam szczerze, że nie testowałem jakoś mocno tego matchupu. Ogólnie nie ma łatwo, ale da się wygrać.

Rozważałeś, czy może testowałeś jeszcze jakieś archetypy?

Owszem, długo myślałem o Enchantressce z Rest in Peace. Ten deck prawie nie może przegrać z Dredge’em, bo dość rzadko kręci się w pierwszej. Ma tutorowalny win condition, ale Abrupt Decay jest bardzo problematyczny, żeby nie powiedzieć, że niesamowicie karci ten deck.

I po raz kolejny – jest słabo z Miraclami, bo Rest in Peace blankuje Replenish. Trzeba mieć dobry wishboard, by radzić sobie z Gaddock Teegiem. Co więcej, jest słabo z innymi combo deckami.

Suma summarum zdecydowałem się na ANT (Ad Nauseam Tendrils – przyp. red.). Trochę pokombinowałem, dołożyłem więcej discardu, by poprawić matchupy z innymi combo deckami. Grałem 4 Duress i 3 Cabal Therapy, które w zestawieniu z playsetem Gitaxian Probe dają niesamowicie dużą przewagę nad deckami, których kierowcy potrzebują mieć karty w ręku.

Jace, the Mind Sculptor jest trochę problematyczny mimo bycia 4-dropem, ale nie można mieć wszystkiego. Poza tym mogłem idealnie przygotować deck na każdy rodzaj non-creature hate.

Brałeś może pod uwagę granie Sneak & Show? Za oceanem to dość popularny archetyp i zdaje się być dość prosty w prowadzeniu.

Nie mam ani Show and Tell, ani Sneak Attacków. Grałem trochę Omni-Show, ale to nadal nie był deck, z którym czułem się wystarczająco pewnie i miałem go dobrze ogranego.

Skoro o tym mowa: podczas piątej rundy miałeś okazję grać feature match przeciwko gościowi pilotującemu Sneak-Show, który w pierwszej turze zagrał Sneak Attack, a ty zabiłeś go chwilę później. Jakie to uczucie wysadzić z siodła kogoś, kto jest niemalże przekonany, że nie może przegrać?

Bardzo fajne (śmiech). Co ciekawe, po tym, jak zagrał mi T1 Sneak Attack i oddał turę, zapytał, czy zabiję go teraz…

Fajnie się grało, ale nie lubię grać na feature match area, bo ludzie wokół strasznie przeszkadzają. Wiesz, miałem taką sytuację, że w środku rundy podszedł sędzia i powiedział, że trzeba przestawić stół, bo im światło źle pada i nic nie widać na streamie… Ciężko się gra w takich sytuacjach, łatwo się rozproszyć, co było widać wtedy, gdy zapomniałem odłożyć kart z Brainstorma, co przeciwnik skwitował stwierdzeniem: „Bertoncini style. Brainstorm = Ancestrall Recall”. Dodatkowo, grając feature match, starasz się, by twoja gra wyglądała dobrze, ładnie dla oka. Jeśli nie zwracasz na to uwagi na co dzień, często nie będzie ci to wychodziło, przez co możesz się zdekoncentrować albo coś przeoczyć.

Ustaliliśmy na początku, że nie będziemy rozwodzić się na temat poszczególnych kart, by nie wyczerpać materiału na artykuł, ale o kilka rzeczy muszę spytać – wrodzona ciekawość nie pozwala mi czekać. Czemu Extirpate, a nie Surgical Extraction?

Teoretycznie nie ma różnicy, bo tak czy siak możesz zagrać obie karty, ale Extirpate jest niekontrowalne, co jest bardzo ważne. Wiele matchupów opiera się na pojedynczych kartach, jak na przykład Brainstorm, który świetnie omija Cabal Therapy. Jeśli pozbawisz przeciwnika karty kluczowej dla jego decku, bardzo ciężko będzie mu nawiązać walkę z twoją talią. Zobaczenie ręki przeciwnika również ma duże znaczenie, bo ten nie będzie mógł blefować tak dobrze, jak by chciał.

 Decklista ANT


Informacje o Wiszu, który poprowadził wywiad, znajdziecie w dziale Redakcja.

Komentarze

Psychatog.pl

nie kopiuj : (