Siła przyzwyczajenia i Czupakabra widziana w Gdańsku, czyli weekendowe PPTQi

Nie będzie to typowa relacja z perspektywy pierwszej osoby, opatrzona opisem moich gier. Raczej skrótowy przebieg wydarzeń, kilka spostrzeżeń z dwóch PPTQ, a to wszystko zwieńczone opisem finałów.

W łikęd 3-4 lutego w Trójmieście, a dokładnie w Gdyni, odbyły się dwa PPTQ Minneapolis. Zagrało na nich 46 graczy, co przy dostępnej ilości miejsc (49), dało bardzo solidną frekwencję. Oczywiście, jako że Trójmiasto Magiciem żyje, większość graczy to właśnie reprezentanci Gdańska-Gdyni-Sopotu i okolic. Nie zabrakło jednak przyjezdnych z Koszalina, Szczecina, Bydgoszczy (kolegi nie z Bydgoszczy), Elbląga i Płocka. Była też silna, jak się okazuje, reprezentacja lokalnego Shock Teamu [nazwa nieoficjalna, nie wiem czy reszta paczki się pod nią podpisze ;)] w składzie: Marek (Pan i Władca Shock Team Landu) Łuczka, Maciej (Gram Kontrolą Więc się Wytapuję) Sobora, Mateusz (Lissek) Lissowski oraz JA – Andrzej (Siła Przyzwyczajania) Dubiel! Wiadomo, że obecne PTQ są wyjątkowe, ponieważ zwycięzca nie tylko gwarantuje sobie wyjazd na RPTQ, ale też zabiera z sobą dwóch ziomeczków do grania, a to wszystko z powodu 25 rocznicy Magica.

Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że przy rotacji lubię usiąść i pokminić nad jakimś deckiem, a kolejne dodatki są dla mnie już tylko ewentualną możliwością ulepszenia konstrukcji. Tak było z Heroiciem, tak jest i z Vehiclami. Dlatego wybrałem się na PPTQ z taką konstrukcją:

Nie jest to typowy spis, który możemy spotkać w necie, ale też nie można powiedzieć, że jest jakiś super innowacyjny.

Ale do rzeczy. W sobotę gościliśmy w Shadze, gdzie nad wszystkim pieczę trzymał sędzia Tomasz (Lutor) Ludkiewicz oraz kierownik imprezy Tomasz Sikora (wielkie dzięki Panowie). Turniej planowo rozpoczynał się o godzinie 11:00, ale wiadomo, że wszyscy pojawili się trochę wcześniej. Dlatego też już przed pierwszym gwizdkiem dało się wyczuć napięcie i gęstniejącą atmosferą. Tapowanie czas zacząć!


PPTQ nr 126 graczy, sporo osób przyjezdnych i ludzi z 3city, z którymi rzadko grywam, a w pierwszej rundzie trafiam na Pablosa i rozpoczynamy od mirrora. Wygrany rzut kostką (opp. rzuciła oczy węża) i jedziemy z tematem. Pierwsza gra bez historii i wyglądało na to, że w drugiej też nie będzie problemu, ale dałem ciała jak Lisa Ann w Who’s Nailin’ Paylin? Nauczka? Nowy Gideon nie jest taki wyczesany jak stary. Na szczęście w odwodzie czekała Hazoret, która mnie uratowała. Nieważne, wygrałem 2-0.

Druga, oczywiście znowu trafiam na swojego ziomka. Tym razem Miś staną mi na drodze, prowadząc Grixis Energy. Wygrany rzut kostką i po raz drugi opp wyrzuca oczy węża. Tyle z sukcesów. Brak czasu, brak testingu, brak rozeznania czym ludzie grają, równa się srogim bęckom. Złe sidowanie, zły plan gry i przede wszystkim zły Rekindling Phoenix. Nie będę się rozwodził nad moimi zagraniami, bo były kiepskie, ostatecznie w trzeciej grze mull do 5 i przegrana :’( 1-2.

W trzeciej trafiłem w końcu na kogoś, kogo nie znałem. Michał dowodził UB Agresją. Wygranie rzutu kostką było decydujące (po raz trzeci u przeciwnika oczy węża O.o). Nie wiedziałem, że gram na aggro z kontrami i removalem, więc o mały włos nie przegrałem. W 6 turze dezintegracja w blokera i atak wszystkim pozwoliły mi wygrać dość ciężki wyścig. Pozostałe dwie gry były jeszcze gorsze. Sytuacja zmieniała się z tury na turę i przeważnie na moją niekorzyść. W trzeciej grze już myślałem, że właśnie pogrzebałem nadzieje na top 8, ale trochę aktorzenia  spowodowało, że Settle the Wreckage wygrało mi grę. 2-1.

Czwarta i znowu spotykam ziomeczka. Michał K. adept Magica z Shoklandu stanął mi na drodze ze swoim Mono Redem. Obaj wiedzieliśmy czym gramy, za to przywitanie było dość specyficznie:

Ja: Siema panie K…, to co, szybka gierka i lecimy do TOPa ;)

Pan K: Kur…! :|

Ja: :D

Tym razem moja passa na wygrywanie rzutów się skończyła, ale za to Michał chciał pokazać jak się ładnie robi mulligan do 5. Z Mono Redem i tymi mulliganami to na dwoje babka wróżyła. Już wyobrażałem sobie grę w stylu – One drop, two drop, three drop i w czwartej Hazoret z opcją ataku. Na moje szczęście, szczęście do Michała nie wróciło i wygrałem bez problemu pierwszą grę. W drugiej znowu mulligany tym razem z obu stron. Ja zatrzymałem 6, Michał 5. I znowu pełna kontrola gry w moim wykonaniu. Wielki pech przeciwnika, oczywiście nie ujmując moim umiejętnościom :). 2-0.

Na koniec swissa wreszcie trzeci stolik, reprezentant Szczecina pan Maciej M. Przywitanie, chwila namysłu i rozsądny remis. Odpoczynek przed top 8, który wypełniło nam oczekiwanie na zamówione jedzenie.

Do top 8 awansowali:

  1. Konieczny Dominik (Świstak) [Red]
  2. Sobora Maciej ST [UB kontrola]
  3. Lissowski Mateusz (Lissek) ST [Red]
  4. Miś Maciej (Misiu) [Grixis kontrola]
  5. Myszkowiak Maciej [Red]
  6. Dubiel Andrzej!!! ST [Mardu Vehicle]
  7. Popielski Michał (Popiel) [Merfolki]
  8. Banach Kamil [Grixis kontrola]

Niestety, nie wiem czy dokładnie tak wyglądały standingi.

W pierwszej grze trafiłem na Lisska i jego Reda. Gry były bardzo wyrównane i ostatecznie pojedyncze decyzje sprawiły, że Lissek wygrał 2-1. Teraz mogłem się już przyglądać zmaganiom innych i trzymać kciuki za Lisska i Maćka. Ostatecznie w finale spotkali się Maciej Sobora (UB kontrola) i Świstak Dominik Konieczny (Red).

W pierwszej grze mrugnąłem i było już 1-0 dla Świstaka. Druga gra to mull u Maćka i z mojej perspektywy raczej porażka. Przebieg spotkania, jak to zwykle bywa, kiedy Red gra na kontrolę, wyglądał dość jednostronnie. Jednak w czwartej turze pojawiła się na stole pierwsza Czupakabra. Sytuacja unormowała się trochę, Świstak nie mógł zagrywać Hazoreta z obawy przed Vraska’s Contempt i grał naokoło. Spowodowało to, że ostatecznie na stole pojawiła się Liliana. Zaczęły wchodzić na stół Zombie 2/2, a grób wypełniały The Scarab Gody i Torrential Gearhulki. Pomijając fakt, że zwykle wszyscy słyszeli, ale nikt nie widział, to my widzieliśmy aż dwie rozbrykane Czupakabry na bordzie. W pewnym momencie Maciek wylądował na 1 życia, jednak Świstak nie dobrał żadnego palenia. Vraska’s Contempt wyrzuciło Hazoret poza zasięg strzału za 2 a Noxious Gearhulk spowodował, że nawet Strike nie był już taki groźny. Ostatecznie dwa ataki wielkimi potworami zakończyły grę na korzyść Sobory. W trzeciej zaczynał Świstak, co dawało mu niesamowitą przewagę. Małe decyzje sprawiły, że Bomat, który był na bordzie od początku gry, nazbierał pod sobą pokaźną liczbę kart i mimo tego, że Świstakowi kończyły się już możliwości, mógł zatankować swoją rękę sporą ilością kartoników. To sprawiło, że odzyskał paliwo do palenia, więc nawet fakt, że jego drawy były średnie, a pod Bomatem też nie było petardy, to zdołał zadać wystarczającą liczbę obrażeń, aby sprowadzić przeciwnika do zera.

Podsumowując PPTQ do Minneapolis w Shadze – świetne sędziowanie, kilka deck checków, zwracanie uwagi na triggery, ogólnie pełen spokój (podziękowania dla Lutora), miła atmosfera (tu ukłon w stronę Tomka) i dobra gra, szczególnie finałowe spotkanie, które trwało ponad godzinę, ale też dostarczyło wiele emocji. Osobiste zadowolenie z grania, 50% puli nagród w rękach Shock Teamu i ostatecznie reprezentant ST w finale. Lekki niedosyt, ale nie można mieć wszystkiego.

 


PPTQ numero due odbyło się w Sklepie Futurex, można powiedzieć kolebce trójmiejskiego Magica. Mały, ciasny, ale własny. Sędziował Paweł Kazimierczuk. I tu na wstępie muszę podziękować Bartkowi i Pawłowi za super sprawne przeprowadzenie turnieju i wszelką pomoc. Zebrało się 20 osób z różnych stron Polski i oczywiście solidna czwórka Shock Teamu. Pierwszą rundę zaczęliśmy kilka minut po jedenastej. Bark w bark (dosłownie) przystąpiliśmy do zmagań o kolejną możliwość zagrania na RPTQ. I ponownie nie chcę rozpisywać się na temat moich gier, ponieważ miałem solidnego kaca po sobocie, a trzy noce z rzędu z minimalną ilością snu nie wspomagały mojej umiejętności zapamiętywania kto, z kim, jak, dlaczego i kiedy. W każdym razie:

Pierwsza, niestety, ale trafiłem na Mareczka i musiałem zmagać się z jego Redem. Pierwsza dla mnie, druga dla niego i trzecia. Tu troszkę szerzej. Byłem w straszliwej d… Marek miał w stole już Hazoreta, ja chyba 12 HP. Czyste Serce (Heart of Kiran) na stole, nic żeby wsiąść. Myślę sobie – pograne. Dobieram a tam… #$! w jeszcze głębszą duszę, no to ostentacyjnie dokładam 5 ląd, zagrywam Toolcraftera, wsiadam do Serca i jazda po raz ostatni, za honor Kaladeshu,  zostawiam 4 wolnej many, dwie karty na ręce, w tym Dezintegracja i Cycling ląd, puszczam turę. I czekam na egzekucję. Moje wzdychanie i sapanie zrobiło na Marku duże wrażenie, był pewien że mam na ręce Settle the Wreckage, a w tym momencie dla niego byłaby to przegrana, ponieważ miał tylko lądy na łapce. Strzelił za dwa i nie atakował Hazoret!!! Zrobiłem oczy jak Mops podczas „dwójki” ;). Cycling dobrałem Gideona, zagrywam go z bomby, wyłączyłem Hazoret z walki i zaatakowałem Sercem. Dwie tury trwały zanim przeciwnik coś dobrał, jednak i tak sprowadził mnie do 2 życia. Odpaliłem emblem Gideona i byłam w miarę bezpieczny. Dopiero wtedy uwaga Marka skupiła się na Gideonie. Ostatecznie wyeliminował go z gry, tyle że ja miałem już na stole Aethersphere Harvestera i Hazoret. Dokładnie jak dzień wcześniej ja z Liskiem w top 8, jedna decyzja i chwila zawahania sprawiły, że Marek przegrał tę grę. 2-1

Druga, UB coś tam. Nie wiem czy to była UB kontrola, czy Grixis, bo wiem tylko, że zdziwiłem się jak cholera, kiedy dopiero w drugiej grze zobaczyłem czerwoną manę. 2-0

W trzeciej czekał na mnie pan Maciej M. ze swoim Redem i upragniony stolik numer 1 (w końcu bez ścisku). Tym razem musieliśmy ze sobą zagrać. Wygranie rzutu kostką było kluczowe, dlatego przegrałem :) W pierwszej Maciej pokazał mi taki przeciąg jak w portfelu mojej ukochanej podczas wyprzedaży. W drugiej u przeciwnika mulligan i dość statyczna ręka, co pozwoliło mi się rozwinąć i wygrać. Trzecia wyglądała jakby trafiły na siebie dwie kontrole. Maciej wystawił Aethersphere Harvestera, ale ja miałem na tyle dużo removalu, że wykończyłem przeciwnikowi całą załogę. Ostatecznie to ja, mimo tego że byłem na draw, wstawiłem w czwartej Hazoret i skutecznie zakończyłem nią grę. 2-1

Z wynikiem 3-0 teoretycznie miałem już zapewniony top 8 jednak moje „taje” były fatalne, ponadto w Futurexie nagrody były rozdawane po swissie, a nie tak jak w Shadze w topie, więc reszta wyników nie była taka bez znaczenia.

Czwarty mecz to UG Merfolki pod wodzą Popiela. Chwila śmiechów, chyba ze trzy mulligany u przeciwnika w obu grach i łatwa wygrana 2-0. Tego dnia powietrzna kawaleria Kaladeshu postanowiła pokazać małym niebiesko-zielonym stworkom z bagien, co to jest demokracja :D.

W piątej do stolika nr 1 dołączył Maciej Sobora z wynikiem 3-0-1. Pogadaliśmy, coś tam pograliśmy, ale ostatecznie remis dla nas obu był satysfakcjonujący. W momencie naszego relaksu Lissek wygrał swoją grę i zakończył swissa z wynikiem 4-1, co dawało mu drugie miejsce. W takim zestawieniu pierwszą trójkę przed topem stanowili członkowie Shock Teamu. W całym turnieju nie było za dużo sędziowania, jedyna większa akcja miała miejsce w trzeciej rundzie i chodziło chyba o błąd w spisie talii. Oczywisty game lose i chłopaki polecieli z druga gierką. Nie wiem dokładnie, czy tak było, ale tak mi się wydaje. W top 8 chyba ani razu nie zawołano sędziego.

Do top 8 awansowali:

  1. Andrzej Dubiel ST [Mardu Vehicle]
  2. Lissowski Mateusz (Lissek) ST [Red]
  3. Sobora Maciej ST [UB kontrola]
  4. Wilan Radosław [UW tokeny]
  5. Urbanowicz Jakub [Red]
  6. Liwoch Adrian [Red]
  7. Popielski Michał (Popiel) [Mardu Vehicles]
  8. Bocheński Kamil [RB Marionetka]

Tym razem udało mi się awansować do półfinału. Jednak klątwa nie grania ostatnim czasem znowu się odezwała. Trafiłem na tokeny, które wciągnęły mnie nosem. Dopiero po grze zrozumiałem jak fatalne pojęcie miałem o tym decku. Na szczęście wszyscy przeszliśmy przez ćwierćfinały i drugi półfinał stanowiła para Lissowski-Sobora. Maciej wygrał pewnie 2-0 i to on trafił na tokeny.

Finał Sobora-Wilan. Nie wiem jak wyglądała pierwsza gra, ponieważ w tym momencie zabawiałem się w pizza boya, bo ekipa, która miała przynieść pizza się zgubiła :). Dlatego wróciłem dopiero w trakcie side’owania. Maciej wygrał pierwszą. W drugiej cały Team trzymał kciuki i już witał się z gąską, kiedy to Maciek w drugiej zagrał Duressa, a naszym oczom ukazała się dość przeciętna ręka Radka (Radek zaczynał z Mulliganem). Niestety w Magicu trzeba być przygotowanym na wszystko. Maciek nie był. Miał wszystko, wystarczyło trochę poczekać, głównie na landy. Mimo posiadania na ręce Essence Scattera i Negate pozwolił zagrać przeciwnikowi w piątej turze Glyph Keepera. Wytapownie się w czwartej po Gontiego dużo go kosztowało. Aby nie było za łatwo przeciwnik dograł dwie lunety i zablokował zdolności Liliany i Vraski. Jeszcze wcześniej było kilka ciekawych zagrań związanych z pojawieniem się Gontich na placu boju, ale nie zmieniały one faktu, że sfinks robił robotę. Było po grze. Trzecia gra była dość napięta. Długo obaj gracze wystawiali głównie landy. Maciek zatrzymał solidną rękę z Search for Azcanta, które pozwalało na dobieranie optymalnych kart, przede wszystkim lądów. Miał odpowiedź na wszystko i tylko modliliśmy się żeby znowu nie zechciał przejąć inicjatywy za szybko. Oczywiście były momenty, że przeciwnik mógł zagrać Glyph Keepera, ale tym razem nie wykorzystał dogodnej okazji. Ostatecznie, po przepychankach w stylu – ja coś wystawię, ty to zniszczysz i na odwrót – chyba w ósmej Maciej zagrał z końcem tury przeciwnika Torrential Gearhulk po Supreme Willa, na co odpowiedzią było Scavenger Grounds i exile grobów. To była kluczowa decyzja. W tym momencie Search for Azcanta jeszcze nie mogło się odwrócić, Maciek w grobie miał tylko The Scarab Goda i Noxious Gearhulka, co nie było jakaś niesamowitą sprawą. Jak się za chwilę okazało, przeciwnik miał dużo lepszy play. Maciek dobrał Duressa i od razu go zagrał. Radek pokazał Ixalan’s Binding, Cast Out oraz Negate. Oczywiście discard poszedł na Negate i w tym momencie z zestawem Essence Scattera i Negate na ręce Sobory było po grze. Trzy ataki zestawu Gearhulk-Gonti zakończyły grę. A wystarczyło zagrać Cast Out na Gearhulka, aby wydłużyć tę grę. W każdym razie Maciej Sobora wygrywa drugie PPTQ i gwarantuje udział ekipy Shock Teamu w RPTQ!!! Dodatkowo udało nam się zebrać sporo paczek w obu turniejach. Dla nas pełen sukces i z niecierpliwością czekamy na maj.

PPTQ nr 2

 


Andrzej DubielAndrzej Dubiel – o sobie:

Elo, tu wasz trójmiejski Gawędziarz. Żyję, mam się dobrze. Czasem coś pogram, czasem coś napiszę (tylko doktorat jakoś nie ruszony). Jak zawsze wierny jednej kobiecie i jednej talii… aż do następnej rotacji ;) Magicoholizm niszczy mój budżet jak marskość wątrobę, ale czego się nie robi dla dobrej zabawy. Mam nadzieję że będziecie się równie dobrze bawić, czytając moje wypociny.”.

Komentarze

Psychatog.pl