Bardziej “standardowy” Manchester

Dla mnie wyjazd na GP Manchester pomimo dobrego początku Day 1 (zacząłem od rekordu 6-0 a zakończyłem z bardzo motywującym 6-3) okazał się być bardziej imprezą w standardzie niż limited.

Już w sobotę wieczorem zacząłem więc szukać jakiegoś eventu, w którym mógłbym wziąć udział. No i mam, znalazłem – turniej o szumnej nazwie 900€ Standard Championship. Poniżej postaram się opisać wam, czym i dlaczego grałem oraz jak mi poszło. Na dwa tygodnie przed WMCQ zdecydowałem się olać zombiaki i zająć innym deckiem, mającym lepszy toolbox, dobre tempo i lepszy w mojej ocenie late game. Tym deckiem był Naya Pod.

Po naszym pierwszym qualifierze doszedłem do wniosku, że należy porzucić granie standardową wersją i zmodyfikować dla swoich potrzeb archetyp Briana Kiblera, bardziej agresywny, mający mniej martwych drawów w początkowej fazie gry i będący jeszcze mniej zależny od samego Birthing Poda.

Na początek spis:

 

Maindeck

4 Birds of Paradise

3 Avacyn's Pilgrim

4 Strangleroot Geist

2 Thalia, Guardian of Thraben

4 Blade Splicer

1 Daybreak Ranger

1 Fiend Hunter

4 Huntmaster of the Fells

1 Phyrexian Metamorph

1 Acidic Slime

1 Geist-Honored Monk

1 Inferno Titan

2 Birthing Pod

2 Green Sun's Zenith

3 Galvanic Blast

2 Oblivion Ring

4 Copperline Gorge

4 Razorverge Thicket

2 Rootbound Crag

3 Sunpetal Grove

3 Gavony Township

2 Mountain

6 Forest 

Sideboard:

2 Ray of Revelation

2 Ancient Grudge

2 Hero of Bladehold

1 Oblivion Ring

1 Thalia, Guardian of Thraben

2 Incinerate

2 Celestial Purge

1 Daybreak Ranger

2 Act of Aggression

 

Zacznijmy od tego czego nie ma w mojej liście i dlaczego

Pody – Są 2 i tyle ma być. Ten deck nie jest od niego zależny, raczej należy stwierdzić, że jest to zwykłe Naya aggro, które z Podem zaczyna się mocniej kręcić. Reszta konstrukcji powoduje, że najczęściej nie potrzebujemy dwóch Podów, a zdarzało mi się dobrać 3 i 4 co raczej rzadko wychodziło na dobre.

Krowy – tzn. Elesh, Wurmcoil, Sun Titan. Odnośnie Elesh jestem w tej chwili jej przeciwnikiem. Najczęściej jeśli opponent nie poradzi sobie z czerwonym Tytanem od razu to i tak jest w miejscu, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę, po co więc iść po Elesh i marnować na nią slot? Wurmcoil, spoko ale nie zawsze jest jak go zagrać i nie ma entering efektu, a w early game jest często martwym drawem. Moja lista nie ma Solemna czy Emisariusza, nie wierzę w nieśmiertelność Bopów, a tym samym w to, że szybko taką krowę zagram.

Krówki – czyli Vorapede i Archon of Justice. Vorapede bym chciał tylko nie widzę obecnie miejsca dla tego kartonu (ślimak ([mtg_cardAcidic Slime[/CARD], przyp. red) jest nie do ruszenia, a Monk (Geist-Honored Monk, przyp. red) siada o niebo lepiej na aggro). Archona nie chcę przez to, że muszę go zabić by wyciągnąć value, co w obecnym, agresywnym meta jest często za wolne. Chcąc znaleźć coś z CMC5 muszę mieć od razu jakąś konkretną wartość. Ilość przypadków kiedy Archon pomagał mi bardziej niż Ślimak czy Monk była znikoma.

 

Następnie co w decku jest:

Green Sun’s Zenith – 2 szt. rekompensują trochę brak grania 3cim i 4tym Podem, zwiększają ilość potencjalnych Geistów, Huntmasterów, i manadorków dla tych, którzy lubią mieć ich dużo. No i oczywista zwiększona ilość „ślimaków w ślimaku”.

Geist-Honored Monk – robi cuda w ściganiu się z innymi deckami typu aggro, z delverem daje bardzo potrzebnych fruwaków. Piszę o nim bo B. Kibler, na którego decku bazowałem zamiast Monka gra Vorapede. Ja wolę mnicha, aczkolwiek jeśli ktoś chce mieć więcej na kontrole to Vorapede jest świetnym wyborem, tak samo jak Wurmcoil. Jak się okaże, że meta po AVR obrodzi w decki tego typu, sam do nich wrócę.

Daybreak Ranger – 1 sztuka main i 1 sb. Jest fajny z częścią deck’ów, nie ma co. Z tokenami lub lingering spirits radzi sobie nieźle. Nie jestem jednak, aż takim fanem tej karty jak Kibler. Miała być superbombą kontra delver. Często jednak zdarza się, że myśląc „OK, flipnąłeś delvera, to ja wstawię tego typka i ci go zabije” dostaniemy Snaga, Snapcastera w Snaga i już jesteśmy prawie martwi, a nasz bohater biega między stołem a ręką. W najgorszym razie złapie Leaka. Oczywiście nie zawsze tak będzie i jak się już uda to Ranger, a po flipnięciu forfiter (predator kurwa ;P), potrafi czynić cuda. Wolę jednak założyć, że przeciwnik ma wymienione przeze mnie karty.

Galvanic Blast – ta karta pojawiła się z kilku powodów. Pierwszy i chyba jeden z najważniejszych to poprawienie match up’u w g1 z delverem, kiedy tak naprawdę zwykłym podem mamy bardzo niewiele odpowiedzi na szybki flip robala i jego obronę do usranej śmierci, najczęściej naszej. Drugi powód to wzrastająca ilość RG aggro i innych podów w meta. Blast jest świetny na ptaki i im podobne, przełamuje niekorzystną sytuację w grach z aggro deckami, które pierwsze zagrają Huntmastera, kończąc na tym, że możemy tym dobić walkera czy samego opponenta. Kolejną zaletą jest stosunkowo przyzwoity koszt po zagraniu Thalii. 2 mana za removal w stwora, który nam nie daje nic poza jego zabiciem jest jeszcze spoko 3 w tempo decku (Incinerate) to już czasami za dużo.

 


O reszcie kart się nie będę rozpisywał, bo zwykłe pody też nimi grają. Wybory są w miarę oczywiste i wynikają z założeń konstrukcyjnych archetypu.

Po przydługim wstępie i analizie decku skrócę wam swoją drogę przez 900€ Standard, który odbył się drugiego dnia GP Manchester. Osób zagrało w nim z tego co mówił judge 171.

 

Runda I – BW tokens

W pierwszej grze po mulliganie do 5 gdzie zobaczyłem Mountaina i 2 Townshipy (siódemka bez landu, szóstka z Townshipem bez manodajki) postanowiłem już nie iść dalej i zdać się na top. Gra bez historii, szybkie Virtue, Soulsy, Soulsy i łomot.

W g2 drugoturowa Thalia, na którą przeciwnik nie miał odpowiedzi.

W g3 Bop, Splicer, Huntmaster i Ray of Revelation… 2-1

1-0

 

Runda II – Junk Ramp

W pierwszej grze zobaczyłem rampa->rampa->Grave Titan-> township atak (ja robię wymianę z tytanem, mało zabawną bo za 3 stwory, ale inaczej bym musiał coraz bardziej panicznie doszukiwać się odpowiedzi z czuba), zabijają mnie tokeny zombie z townshipem i removal. Myślę – o ho, jak tak się ma zaczynać każda runda to będzie wyśmienicie. G2 wygrałem zagrywając t3 ślimaka i t4 metamorpha po landach. W g3 zagrałem splicera i herosa (zatrzymując na reku huntmastera) by szybko odbudować się po DoJu. Okazało się, że takowego nie było, tytan dostał removal i po grze. 2-1

2-0

 

Runda III – Esper Control

Tych gier do końca nie pamiętam, poza tym, że w pierwszej zalatały mnie spirity. Następne gry to wystawienie jakichś stworów i trzymanie mistrza łowów tak, by nie złapał leaka czy grupowej zniżki na DoJa. W trzeciej pamiętam, że wyszukalem z poda herosa i wygrałem nim grę.

6 kart dających Strangleroot Geista tak po prostu daje całkiem spory komfort.2-1

3-0

 

Runda IV – RB zombies

W pierwszej grze wygrywam wyścig, zagrywając mistrza łowów, potem fetch po jeszcze jednego. Drugą przegrywam po mulliganie do 5 (Rootbound Crag  i Sunpetal Grove w siódemce i brak manadorka, w szóstce nolander) gdzie udało mi się konsekwentnie wstawiać 4 manodajki dla białej many w następnej turze. Na ręku miałem Celestial Purge i 2 Oblivion Ringi. Niestety przeciwnik utwierdził mnie w przekonaniu, że każda manodajka rodzi się z tarczą do dartów na dupie i tak jak ja je wstawiałem, tak on mi je zabijał. Wszystkie. Zabawne było to, że on też grał z szóstki i ostatnie dwa removale dobrał z czuba. W trzeciej grze było bardzo blisko, ale pod w takich momentach robi cuda. Mając 4 życia po ataku zostawiam opponenta na 3, przekręcam wilka 3/3 z counterkiem w bopa, by nie zginąć od lotto Falkenrath Aristocratki i dogrywam Avacyn’s Pilgrima. Ture później bop w geista i wygrywam grę. 2-1 W drugiej grze wydaje mi się, że powinienem był keepnąć na draw tamtą rękę i byłoby lepiej, ale bałem się za szybkiego tempa zombiaków. Następnym razem dłużej sie nad tym zastanowię.

4-0

 

Runda V – UB heartless (a raczej heartless control)

W pierwszej grze przeciwnik za szybko powiedział „yes” po moim zagraniu Thalii, co nie dało mu w odpowiedzi zagrać alchemi i przypieczętowało jego przegraną, bo nie zdążył się dokopać do odpowiedzi. Z drugiej gry pamiętam tyle, że opponent po tym jak tapnął Ghost Quarter dla many i dostał w nią ślimaka, co uratowało mi townshipa i tym samym umożliwiło mi napieranie samym ślimakiem i bopem, zbierając cuda na ręku. Późniejszy tutoro-demon łapie oringa i koniec gry. 2-0

5-0

 

Runda VI – UB zombies

Po dość długim, bo aż 20-minutowym deck checku zaczynamy pierwszą grę. Niestety, tu moja pamięć też zawiodła i pamiętam tylko, że zrobiłem zły keep. Nie wiedząc z czym gram keepnąłem rękę z tych, które są zajebiste jeśli bop przeżyje pierwszą turę i mierne jeśli mu się to nie uda… Drugiej gry nie pamiętam wcale poza tym, że na pewno miałem purge, dzięki któremu zabiłem w end of combat Diregraf Ghoula, uniemożliwiając powrót na stół 2 crawlerów. W trzeciej grze dobrałem w kluczowym momencie niczym bladź Geist-Honored Monka i przejąłem kontrole nad stołem, po czym mój opponent radośnie stwierdził, że jemu też się udało dobrać i mówiąc „to jest ostatnia karta w decku, która mnie ratuje” zagrywa czarny zenith, zabijając mi wszystko. Dogrywam bopa z ręki, stwora z czuba i chwilę później zabijam. Tak, niewątpliwie tutaj uratował mnie deck, nie moja gra. Trzeba z tego wyciągnąć wnioski na przyszłość. 2-1

6-0

 

Runda – VII remis

Runda – VIII remis

W top 8 jest jeden makaron, który powiedział, że on nie chce brać splita, on nie gra tyle godzin dla takiej kasy. Ja szczerze mówiąc i tak już byłem zadowolony, więc split nie był według mnie złym pomysłem.

 

Runda – IX RG ramp

Oczywiście to musiało być tak, że to ja trafiam tego Włocha. W pierwszej grze podchodzi do stołu Antonino Da Rosa i pyta go, co ma na ręku, a mój opponent daje mu karty. Myślę sobie: o, jeszcze czego, szpagaterio. Wołam sędziego i zanim zdążyłem drugi raz krzyknąć „judge!” grubego makarona już dawno nie było w okolicy. W pierwszej widzę pasjansa w postaci Rampa->Slagstorm->Rampa-> Tytan-> Tytan, a u mnie O-Ringów brak…

Po sajdzie jest dużo lepiej, bo przed ten MU jest bardzo ciężki. W drugiej grze ponza z mojej strony i Tytan, z któym jak się okazuje deck opponenta sobie nie radzi niczym poza swoimi Tytanami/stworem z dopałką z Kessig Wolf Run. W trzeciej grze mój opponent pokazał mi Rampy i 2 Batterskulle, ja jemu O-Ringa, Pod i Tytana. 

2-1

ostateczny wynik 7-0-2

W top 4 poza mną 2 delvery i chyba zombiaki. Bierzemy splita, bo nagrody w tym momencie już wszystkich satysfakcjonują i rozchodzimy się do domów. Turniej nie był lekki i patrząc po tym, jak szła każda runda nie mogę powiedzieć, że zniszczyłem wszechświat. Udało mi się wyjść niepokonanym.

Ze wszystkich gier pozostaje mi wyciągnąć wnioski i czekać na AVR gdzie już widzę kilka zabawek, nad którymi się trzeba będzie solidnie zastanowić (m.in. Zealous Conscripts, Cavern of Souls, czy Restoration Angel).

 

Do zobaczenia przy stole,

Bartys.

 


Bartłomiej „Bartys” Lewandowski – jest studentem prawa, pracuje przy ubezpieczeniach gospodarczych.

W MtG grał kiedyś (czasy Mirrodina i Kamigawy), lecz bez sukcesów. Następnie miał sporą przerwę od kart na rzecz Warhammera Fantasy Battle, miał też czteroletni epizod trenowania brazylijskiego jiu-jitsu. Przy wyjściu ISD wraz z kumplami wrócił do MtG. Od tamtego czasu gra co najmniej 2 turnieje tygodniowo, a jego ulubiony format to standard.

 

Komentarze

Psychatog.pl

nie kopiuj : (