Ponad miesiąc temu zacząłem zabawę z onlinowym Magiciem. To pierwsze zderzenie z MTGO opisałem tutaj. Od tego czasu rozegrałem parę pauperowych gier for fun. Przerobiłem część New Player Pointsów na boostery. Pozostałą, „większą połowę” zamieniłem na nerwy i lekką irytację. Prawdę mówił Alan, pisząc, że „nie ma szybszego, przyjemniejszego i bardziej frustrującego sposobu na anihilację naszych tixów niż drafty.”
Zdarzyło mi się też zagrać jednego sealeda dla nowych graczy (tylko po to, by sprawdzić, jak to wygląda) oraz spróbować się w sealedzie na cztery paczki. Ten ostatni tyleż testowy, co i z zamiarem wzbogacenia kolekcji o jakieś erki. Jak się okazało, wcale nie był to najlepszy pomysł.
Czytaj dalej